Wednesday, October 31, 2007

Zurawinowy pazdziernik

Garten-Koch-Event: Cranberries

     Przedwczoraj zostalam uswiadomiona, ze pazdziernik jest miesiacem zurawiny. Postanowilam dac przynajmniej honor temu jakze malo uzywanemu owocu. Zazwyczaj siega sie po nie po zaleceniu lekarza, poniewaz jest pelna cennych dla zdrowia soli mineralnych, lub czasem jada sie je pod postacia konfitury do mies. I koniec. Wiekszosc osob ktore znam nawet nigdy jej nie sprobowalo. A szkoda, bo zurawina jest przepyszna, jej slodko-kwasny smak swietnie podkresla smaki ciast, ciastek, pieczeni i wielu wielu innych potraw. Warto znalezc wlasne ulubione polaczenia. Wczoraj, chcac znalezc cos nowego, przegladalam strone Recipezaar i natknelam sie na przepis na cous-cous z zurawina i curry. Troche go sobie przerobilam wg mojego gustu i powstalo danie proste i szybkie (przygotowanie zajelo doslownie 5 minut!). Zdecydowanie wchodzi na stale do naszego menu :-)



Cous-cous z zurawina, curry i orzechami

- 200g cous-cous (najlepszy sredni, lub gruby)
- 1 lyzeczka cukru
- 1 lyzeczka soli
- 1 lyzka curry (moje cury jest bardzo pikantne, w przypadku lagodnego polecam dodac 2 lyzki)
- szklanka suszonej zurawiny
- 300ml wrzatku (lub wg przepisu na opakowaniu)
- sok i starta skorka z pomaranczy
- sok z cytryny
- natka pietruszki drobno posiekana
- ok. 3 lyzki oliwy
- 2 szalotki drobno pokrojone
- szklanka roznych orzechow (pistacje, migdaly, laskowe, wloskie)
- pieprz swiezo zmielony

     Cous-cous wymieszac z cukrem, sola, curry i zurawina. Zalac wrzatkiem, dodac sok i skorke z pomaranczy. Wymieszac, przykryc i zostawic na kilka minut, az wsiaknie cala wode. W miedzyczasie na patelnie wrzucic orzechy i troche je podgrzac. Zmieszac w misceczce skladniki na sos: sok z cytryny, oliwe, natke i szalotki. Gotowy couscous rozbic widelcem, dodac orzechy i sos, dobrze wymieszac. Na koniec posypac swiezo zmielonymy pieprzem.

Tuesday, October 30, 2007

A na koniec...



     ...zaproponuje cos idealnego na dobry poczatek dnia. Albo na slodki podwieczorek. Zaczelo sie od dzemu. Przegladalam ksiazke Paolo Petroni o prawdziwej kuchni florenckiej w poszukiwaniu przepisu na scchiacciate z winogronami i zupelnie przypadkowo natknelam sie na przepis o fajnej nazwie Zuccata (wl. zucca- dynia). Dwa skladniki: dynia i cukier, przepis z wygladu skomplikowany nie bardzo mnie zachecily. Juz mialam kartkowac ksiazke dalej, ale w ostatniej chwili rzucila mi sie w oczy adnotacja pod przepisem. Autor wylewal swoj smutek jak ten przepis, niegdys bardzo we Florencji popularny i stosowany, idzie w zapomnienie. Wiec czy ja, ktora uwielbia i celebruje wszystkie tradycje (nawet te nie moje) moglam nie zrobic tego dzemu?      Wprawdzie poczatek nie byl latwy, dynia smak ma raczej mdly i nie lubie tez za slodkich rzeczy, jednak od siebie dodalam sok i skorke z pomaranczy i kawalek kory cynamownowej i dzem nabral smaku. Jest tak ... ‘inny’, ze potrzebowalismy kilka dni by zdecydowac czy nam smakuje czy nie. Dalej nie jestesmy pewni, ale pusty sloik mowi chyba sam za siebie ;-)
     Natomiast slodki chlebek dyniowy znalazlam na jednym z moich ulubionych wloskich blogow u Tuki. Ten buleczko- chlebek jest fantastyczny: lekko slodki, puchaty i o przeslicznym kolorze. Idealnie skomponowal sie z Zuccata...



Zuccata

- ok. 0,5kg obranej i pokrojonej w duze kawalki dyni
- cukier
- sok i skorka z jednej pomaranczy
- kawalek kory cynamonowej

     Ugotowac dynie do miekkosci, odcedzic i wlozyc do zimnej wody na wiele godzin. W miedzy czasie zminiec wode raz lub dwa. Po tym czasie wylozyc dynie na papier do pieczenia lub sciereczke i suszyc w temperaturze pokojowej. Ja suszylam w piekraniku w temp. 100 stopni z lekko uchylonym drzwiczkami przez ok 1,5h. Zwazyc gotowa dynie, zrobic z niej mus, dodac taka sama ilosc cukru i w duzym garnku postawic na srednim ogniu. Smazyc od czasu do czasu mieszajac, w polowie dodac sok z pomaranczy i skorke (w jednym duzym kawalku) i kore cynamonowa. Po ok. 20 minutac wyjac kore i skorke z pomaranczy i wlozyc dzem do wyparzonego sloika o pojemnosci 300ml.



Pan di Zucca di Tuki

- 650g maki Manitoba
- 400g pure z dyni
- 10g suchych drozdzy (ja na pol porcji dalam 1 lyzeczke)
- 60g rozpuszczonego masla
- 150ml cieplego mleka
- 100g cukru
- szczypta soli
- laska wanilii, ekstrakt lub cukier waniliowy
- rodzynki
- 50g marmolady morelowej (pominelam)

     Do miski dac wszystkie mokre skladniki (bez dzemu), na to suche i wyrobic elastyczne ciasto. Ja wyrobilam w maszynie do chleba. Zostawic do wyrosniecia na 60-120 minut. Nastepnie uformowac 20 malych kulek i ulozyc je w blaszce wylozonej papierem do pieczenia w odstepach okolo 1/2 cm. Zosatwic ponownie do wyrosniecia na ok. 60 minut. Po tym czasie wstawic do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni na okolo 20 minut. Zaraz po wyjeciu z pieca posmarowac wierzch rozpuszczona z odrobina wody marmolada morelowa.

Monday, October 29, 2007

Festiwalowe babeczki



     Wiele osob zna i toleruje dynie jedynie na slodko. Tak jak ich trzeba przekonywac, by sprobowali tego warzywa w wytrawnej wersji, tak ja probuje znalezc zachecajace przepisy na desery. Przegladajac listopadowy numer mojej ulubionej gazety o kulinariach ‘Sale e Pepe’ natknelam sie na tarte dyniowo-migdalowa. Nawet nie wiem kiedy znalazlam sie w kuchni zagniatac kruche ciasto i robic mus. Babeczki, bo w takiej formie je przygotowalam, sa wyjatkowe. Migdalowy spod idealnie komponuje sie z delikatnym nadzieniem z dyni, ale jest tak dobry, ze na pewno go wyprobuje rowniez z czekolada. Przepis jest na dwie formy o srednicy 18-20cm. Zdecydowanie polecam.



Tarta migdalowo- dyniowa

Ciasto kruche:
- 200g maki
- 100g zmielonych bardzo drobno migdalow ze skorka
- 150g masla
- 75g cukru
- 2 zoltka
- skorka starta z pol cytryny

Nadzienie:
- 500g musu z dyni
- 150g cukru
- 2 zoltka
- 2 jajka
- 250g smietany 36%

     Zagniesc kruche ciasto. Wylozyc nim wysmarowane maslem i wyspane maka foremki. Wstawic do lodowki na 30 minut. Rozgrzac piekarnik do 170 stopni. W miedzyczasie wymieszac skladniki nadzienia. Ciasto kruche przykryc papierem do pieczenia i obciazyc. Piec przez ok. 10 minut. Nastepnie wyjac obciazenie i wlac nadzienie, posypac odrobina cukru i piec przez ok. 30-35 minut.

Saturday, October 27, 2007

Festiwal dyniowy trwa...



     Uwielbiam dania, ktore robia sie same. I wlasnie do takich nalezy ta zupa. Trzeba pokroic, wrzucic, zamieszac i tylko czasem podejsc skontrolowac czy nie za malo plynow. W mojej wersji jest bardzo gesta, choc zalezy to tez od rodzaju ryzu, ktorego uzyjemy. Ktos moglby stwierdzic, ze ma konsystencje risotta. Ale ja tak lubie :-) Pieknie wyglada podana w wydrazonej dyni. Prosty pomysl, a cieszy oko i z bardzo rustykalnego dania staje sie bardziej wykwintnym.Oczywiscie skladniki mozna zmieniac wedlug upodoban i wedlug stanu lodowki. Chodzi o to, zeby bylo gesto i dyniowo.



Supergesta zupa z dynia

- 4 marchewki
- 2 galazki selera naciowego
- duza cebula
- 2 zabki czosnku
- ok. 700g dyni
- 4 duze ziemniaki
- 200g fasoli (moze byc z puszki)
- 3 duze cukinie
- 100g fasolki szparagowej
- 2 pomidory
- 3l bulionu z kurczaka
- 100g ryzu brazowego
- sol, pieprz, ulubione ziola
- parmezan
- oliwa z oliwek
- natka

     Wszystkie warzywa pokroic w kostke. Na trzech lyzkach oliwy poddusic cebule, marchew i seler, cebule i czosnek. Gdy juz zmiekna dodac reszte warzyw (procz fasoli), podsmazyc troche i wlac bulion. Gotowac na wolnym ogniu przez ok. 1,5 godziny. Nastepnie dodac ryz i gotowac, az zmieknie. Ok. 10 minut przed koncem gotowania dodac fasole.Przyprawic wg smaku. Podac z lyzka parmezanu, kilkoma kroplami oliwy i duza iloscia natki.

Thursday, October 25, 2007

Dyniowy Festiwal czas zaczac... :-)



     Az wstyd sie przyznac, ale dynia gosci w moim domu od bardzo nie dawna. Wczesniej nie mialam okazji jej sprobowac, poza tym kojarzyla mi sie przede wszystkim ze slynnym amerykanskim ‘pumpkin pie’, ktore jakos mnie nie przekonywalo. Wszystko sie zmnienilo, gdy w zeszlym roku, w specjalnym wydaniu miesiecznika Cucina Italiana zobaczylam zdjecie pewnego dania. Jestem wzrokowcem i jesli zdjecie jest przekonujace, przygotuje kazde wszystko, nawet to, co prawdopodobnie nie trafi w moje gusta. Tym razem jednym ze skladnikow byla dynia, ktorej przeciez nie znalam, jednak postanowilam sprobowac. Tak naprawde pol dyni zjedlismy zaraz po jej upieczeniu, ledwo schowalam reszte, by przygotowac mus, potrzebny do tego dania. Efekt koncowy takze nas zachwycil i tak oto nadrabiam dyniowe zaleglosci probujac jej w ciastach, musach, risottach i innych daniach. Dlatego Festiwal Dyni otwieram daniem, dzieki ktoremu to cudne warzywo poznalam i ktore zdecydowanie warte jest wyprobowania.



Penne, dynia i speck
cytuje”

- 350g dyni
- 320g makaronu penne
- 160g brokulow (ja dodaje zdecydowanie wiecej)
- 150g speck lub szynki wedzonej
- 2 lyzki smietana 36%
- 2 lyzki sera grana lub parmezanu
- maslo
- oliwa z oliwek


     Dynie upiec i wybrac miazsz, lub obrac i ugotowac na parze na mus. Ugotowac brokuly. W wodzie z brokulow ugotowac makaron. Gotowa dynie zmiksowac ze smietana i serem, dodac dosyc duzo pieprzu. Pokrojone w paseczki speck lub szynke podsmazyc na odrobinie oliwy. Ugotowany makarony wymieszac z musem dyniowym brokulami i speckiem. Wylozyc do wysmarowanej maslem formy. Mozna posypac dodatkowo serem i kawaleczkami masla. Zapiec przez 20 minut w dobrze rozgrzanym piekarniku lub kilka minut pod grillem, az powstanie zlota skorupka.”

Wednesday, October 24, 2007

Brownies



     O Brownies zostalo powiedziane juz wszystko. Nie wiem co moglabym dodac nowego. Dla mnie to najlepsze i najszybsze ciasto na swiecie. Ja rzadko robie dwa razy taki sam deser, po prostu za wiele jest zawsze do wyprobowania na mojej dlugiej liscie. Jednak gdy nic mi sie nie chce, i chce cos slodkiego to pieke wlasnie moje ukochane Brownies. I to z calej porcji! Ani nie za mokre, ani nie za suche. Z mnostwem chrupiacych orzechow. Nie ma nic lepszego na jesienne smutki. Istnieje tez wersja ekstremalna: make nalezy zastapic bardzo drobno mielonymi orzechami. Juz sama nie wiem, ktora wersja jest lepsza...;-)



Moje ulubione Brownies

- 200g czekolady gorzkiej
- 200g masla
- 5 jajek (jesli b. duze to 4)
- 100g cukru
- 100g maki
- 100g orzechow laskowych

     Maslo i czekolade rozpuscic powoli w kapieli wodnej. Jajka ubic dobrze z cukrem, dodac maslo z czekolada, make i orzechy grubo pokrojone. Blaszke do pieczenia o wielkosci 20x30cm wylozyc papierem do pieczenia, wlac gotowe ciasto i wstawic do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na ok. 30 minut (najlepiej sprawdzic patyczkiem).

Monday, October 22, 2007

Ciateczka bez nazwy



     Pamietacie ciasteczka biszkoptowe obsypane makiem i sklejone marmolada jak markizy? Takie wlasnie pytanie zadalysmy sobie z Bernadetta i Tatter. Okazalo sie, ze mocno siedza w naszych wspomnieniach. Ale zadna z nas nie wie jak sie nazywaly. Nasze poszukiwania spelzly na niczym. Niektore cukiernie nadal maja je w swojej ofercie jako ‘Baletki’. Osobiscie kusi mnie by nazwac je polskimi macaron, bo czy nie przypominaja tych super eleganckich ciasteczek-bezikow?



     Tak samo jest z przepisem na te delicje. Chyba nigdy nie spedzilam tyle czasu w necie na szukaniu odpowiedniej receptury. Zazwyczaj jest ich duzo, az za duzo i nie wiadomo w czym wybrac. W tym przypadku jednak pojawia sie on na niewielu stronach i jest to zawsze ten sam przepis, wiec trudno okreslic prawdziwego autora i dlatego nikogo tym razem nie zacytuje (chociaz nie jest mojego autorstowa). Zrobilam z 1/3 porcji i wyszlo mi 15 juz zlozonych ciasteczek. Na poczatku wcale nie przypominaly one biszkopcikow, bo byly chrupiace ale z biegiem czasu troche zmiekly. Moze po dniu lezakowania rozplywalyby sie w ustach? Kto wie, nie doczekaly:-) Bardzo nam posmakowaly. Z braku marmolady przelozylam je gesta konfitura jagodowa. Przepis wpisze w ilosciach, ktorych ja uzylam. A i wybaczcie to pierwsze zdjecie, ale nie moglam mu sie oprzec...:-)



Ciasteczka biszkoptowe z makiem vel Baletki

- 1 jajko
- 2 lyzki cukru
- kilka kropel esencji waniliowej
- 1/3 szklanki maki przesianej
- mak
- marmolada lub gesta konfitura do przekladania

     Jajko ubic z cukem na parze, nastepnie dodac esencje waniliowa i wmieszac delikatnie make. Na blaszce wylozonej papierem wyciskac z worka, lub nakladac lyzeczka male porcje w srednich odstepach. Posypac je makiem i upiec przez 10 minut w temp. 180 stopni. Gdy wystygna, sklejac marmolada jak markizy.

Thursday, October 18, 2007

Orzechowy Weekend 2007



     Spodobalo nam sie wspolne swietowanie i gotowanie. Juz wkrotce Festiwal Dyni, a z Tatter i Bernadetta juz pomyslalysmy o nowym swiecie. Jednomyslnie wybor padl na orzechy, ktore choc jemy caly rok, kojarza sie nam najbardziej z jesienia. Wiecie,ze orzech to idealne remedium na jesienna depresje? Maja duzo magnezu, fosforu, wapnia i potasu, a to wlasnie ich niedobory powoduja latwe przemeczanie sie, problemy z rannym wstawaniem i ogolnie poddenerwowanie. Ale widzialy o tym juz nasze babcie i prababcie, bo w naszej kulturze od dawien dawna orzechy to symbol szczescia i zdrowia.
     I jaki repertuar! Wloskie, laskowe, nerkowce, pistacje, migdaly, macadamia, pinie i wiele wiele innych. Daja ogromne pole do popisu, bo chociaz zazwyczaj uzywamy ich do slodkich wypiekow i deserow, tak naprawde swietnie nadaja sie takze do dan wytrawnych. Takze zapraszamy wszystkich blogujacych i nie (dla nich bedzie utworzyny watek na Cincin) na Orzechowy Weekend w dniach 10-11 Listopada.

     Właścicieli blogów prosimy o skopiowanie banera z kodu podanego poniżej i umieszczenie go na swoim blogu. W trakcie Oczechowego Weekendu na swoim blogu zamieszczacie wpis z potrawa/ami , wysyłacie link posta i bloggerowy nick na mój e-mail mybestfood@gmail.com.

Wednesday, October 17, 2007

Pijana swinia



     Wszystko zaczelo sie od winogron. Chcialam upiec tradycyjna florencka focaccie z czewonymi winogronami, wiec kupilam owoce, proszac o te, ktorych sie uzywa zazwyczaj, czyli bez pestek. Jednak gdy wrocilam do domu odkrylam, ze sprzedawca chyba sobie chcial ze mnie zazartowac, bo byly ich pelne. Takze musialam zrezygnowac z moich planow, a biedne winogrona musialy poczekac na decyzje o ich losie. Zdecydownie chcialam jednak zostac w toskanskich klimatach. Wtedy przypomnialo mi sie, ze podczas ostatniego winobrania jadlam przepyszne danie o ciekawej nazwie Maiale ubriaco- czyli Pijana swinia, do ktorego potrzebny jest moszcz. I chociaz moje winogrona byly slodkie postanowilam zaryzykowac i sprobowac storzyc cos podobnego, z tego co znajde w domu. Tylko nie zwiedzcie sie wygladem tego ‘winnego gulaszu’. To prawda- nie jest atrakcyjny, ale smakiem nadrabia z nawiazka.

     Moszcz, mimo zle kojarzacej sie nazwy, to nic innego jak swiezo wycisniety sok z owocow, ktory sluszy do produkcji napojow, choc przyjelo sie, ze nazwa ta uzywana jest glownie do fermentowanego soku gronowego, potrzebnego do produkcji wina. Nalezy dobrze zgniesc owoce (swietnie sprawdza sie praska do ziemniakow), a nastepnie sok, razem ze skorkami i pestkami, zostawic przykryty cienka sciereczka lub recznikiem papierowym w temperaturze pokojowej przez 5-6 dni. Nie nalezy wstawiac do lodowki. Po tym czasie nalezy odcedzic sok, przecierajac dokladnie na sitku skorki i pestki. Tak przygotowany moszcz jest gotowy do uzycia. Mozna jednarozowo przygotowac go wiecej i pozniej mrozic, jednak trzeba pamietac, zeby juz rozmrozony moszcz podgrzac troche na malym ogniu przed dodaniem do potrawy.



Maiale ubriaco

- 5 zabkow czosnku
- dwie galazki rozmarynu, lub duza lyzka suszonego
- 2 plastry boczku, lub wedzonej szynki
- oliwa z oliwek
- ok. 600g schabu
- maka
- ok. dwoch szklankek moszczu
- sol i pieprz

     Do garnka wlac oliwe i na zimna jeszcze wrzucic pokrojone w kostke czosnek i boczek oraz listki rozmarynu. Podgrzewac, ale plinowac, zeby sie nie przyzlocily. Schab pokroic w kostke i obtoczyc w mace. Wrzucic do garnka i mieszajac przysmazyc ze wszystkich stron. Nastepnie dodac moszcz, sol i pieprz i gotowac przez okolo 1,5 godziny na malym ogniu, nigdy pod przykryciem. Podawac z ziemniakami.

Tuesday, October 16, 2007

16.X- Miedzynarodowy dzien chleba

World Bread Day '07

     Dzisiaj dzien wyjatkowy! Dzis moj dom, ba, mam nadzieje, ze wszystkie domy pachna chlebem. Czy jest zapach, ktory daje tak ogromna radosc w sercu, ktory od razu kazde miejsce zamienia w dom rodzinny, ktory powoduje, ze czujemy sie bezpiecznie i sielsko-anielsko i ktory tak szybko napelnia nasze slinianki? Czy wobrazacie sobie swiat bez chleba? Bez pszennych, zytnich, pelnych zdrowych ziaren lub slodkich rodzynek bochenkow lub okraglych czy o wymyslnych ksztaltach, miekkich lub chrupiacych buleczek i bulek? Ja nie! Warto piec chleby w domu. To wcale nie jest trudne. I dlatego warto swietowac! Takze po to, by glosic wszem i wobec ile przyjemnosci daje wyciagniecie cudownego chleba czy bulek z wlasnego piekarnika. Moze tez sie skusisz?



     Jak wiadomo, najlepsze przepisy rodza sie z pomylek. Moj tez ;-) Nie pamietam ile rzeczy naraz robilam tamtego dnia, faktem jednak pozostaje, ze prawie szklanka oliwy wyladowala w ciescie na brioszki. Postanowilam dokonczyc ‘dzielo’ i co? Powstaly przepyszne, mieciutkie, slodko-slone buleczki. Smakiem identyczne do duchesse, malutkich buleczek, ktore mozna dostac na aperitif we wloskich barach. Po wyciagniecia maja konsystencej nieciekawa, jak gabka, dlatego trzeba dac im dobrze wystygnac. Moje ulubione? Z maslem koperkowym i wedzonym lososiem, albo nutella :-)



Duchesse- Buleczki na oliwie z oliwek

Zaczyn:
- 300g Manitoby (lub innej maki z duza iloscia bialka)
- ¾ szklanki cieplej wody
- 2 lyzeczki suchych drozdzy

Ciasto:
- 700g Manitoby
- 1½ szklanki cieplej wody
- 12 lyzek oliwy z oliwek
- 8 lyzek cukru
- 1 lyzka soli

     Wyrobic zaczyn i zostawic na godzine do wyrosniecia. Po tym czasie wyrobic ciasto z reszty skladnikow, gdy juz bedzie dobrze wymieszane, dodac zaczyn i dokladnie wyrobic razem przez okolo 20 minut (ja wyrabiam w maszynie do chleba). Zostawic do wyrosniecia, az podwoi objetosc. Nastepnie uformowac 2 walki, podzielic kazdy na 14 czesci, uformowac bulki. Ulozyc je na blasze, posmarowac mlekiem (lub jajkiem) i znowu zostawic do wyrosniecia na 1h. Piec w temperaturze 200-210 stopni przez ok. 10-15 minut. Koniecznie studzic na kratce.



     Ten chleb nie byl przypadkiem, chociaz uzylam przypadkowych skladnikow. Gdy juz zaprzyjaznilam sie z drozdzami i moglam pozowolic sobie na wlasne kombinacje bez obaw, ze produkt mojej radosnej tworczosci wyladuje w koszu, zaczelam bawic sie przepisami. Kiedys z przyjaciolmi postanowilismy przygotowac kolacje- degustacje serow. Postanowilam wiec zrobic chleb, ktory bedzie sie z tymi serami idealnie komponowal, a takze ktory swietnie wyczysci kubki smakowe po tych, ktore nam nie posmakuja. Mialam zamiar upiec razowy chleb z orzechami i rodzynkami, ale jak to bywa nie mialam ani orzechow, ani rodzynek, a i maki razowej niewiele. Postanowilam sie nie zrazac i upieklam z tym co znalazlam- czyli zurawina i migdalami i efekt przeszedl moje (i nie tylko moje) najsmielsze oczekiwania. I stal sie juz tradycja: jak jest deska serow na stole to takze ten chleb :-)



Chleb z zurawina i migdalami

Zaczyn:
- 1 lyzka maki chlebowej
- 1 lyczeczka suchych drozdzy
- 3 lyzki wody

Ciasto:
- 300g maki chlebowej
- 100g maki razowej
- 100g posiekanych migdalow (czesc bardzo drobno, reszte w kawalki)
- 1 ¼ szkalni cieplej wody
- 1,5 lyzki soli
- 1 lyzka cukru
- 3 garscie suszonej zurawiny

     Wyrobic zaczyn i zostawic na pol godziny. Nastepnie wymieszac obie maki z migdalami, dodac zaczyn i mieszajac dodac wode. Dokladnie wyrobic elastyczne ciasto. Zostawic do wyrosniecia. Gdy podowoi objetosc, rozciagnac ciasto w prostokat, rozsypac rowno zurawine, zwinac wzdluz dluzszego boku . Wlozyc delikatnie do blaszki, wysmarowanej maslem i wysypanej grubo maka lub semolina. Przykryc sciereczka i zostawic do wyrosniecia, az dojdzie do krawedzi. Wtedy wstawic do nagrzanego piekarnika (180 stopni) na ok. 30-40 minut. Studzic na kratce.
Oczywiscie zamiast zwijac ciasto z zurawina, mozna ja dodac od razu podczas wyrabiania. Jednak ja unikam tego, poniewaz nie lubie jak sie przypalaja na skorce chleba.



     Zostalam oficjalnie zaczarowana!;-) Bardzo niedawno zaczelam moja przygode z zakwasem. Myslalam o tym juz od bardzo dawna, ale balam sie porazki i niepotrzebnych nerwow. Do tej pory przekonana bylam bowiem, ze zakwas to czarna magia, do ktorej potrzeba niewiadomojakich zdolnosci i umiejetnosci. Jednak pewnego dnia, chcac poczuc to szczescie upieczenia prawdziwego chleba w domu. postanowilam sprobowac, z gory zakladajac, ze to zabawa tylko i jak nie wyjdzie to trudno. Prowadzona za raczke przez dziewczyny z CinCin, ktorym bardzo dziekuje, przeszlam przez to wszystko zupelnie bezbolesnie ;-) I mimo ze powatpiewalam, po tygodniu moglam cieszyc sie przecudnym chlebkiem wprost z greckich wysp. Przepis ten pochodzi od Mirabbelki i wybralam go, bo jest nieskomplikowany, idealny dla zakwasowego laika. Jesli udal sie mnie to wszystkim musi sie udac! Na stronie Mirabbelki mozna takze poczytac jak wychodowac zakwas.



Pan de Horiadaki- Chleb grecki
cytuje”

Zaczyn:
- 15g zakwasu
- 40g wody
- 35g maki typ 550

Ciasto:
- 90g zaczynu jw.
- 300g wody
- 440g mąka typ 550
- 10g soli
- 15g cukru
- 1 łyżka oliwy

     Zaczyn odstawić na 8-12 godzin w temperaturze pokojowej az potroi swoja objętość i opadnie. W dniu wypieku wodę wymieszać z mąką i pozostawić na 20 minut. Zaczyn rozdrobnić i dodać do ciasta jw. Wyrabiać ok. 10 minut, az ciasto będzie gładkie i lśniące, powoli dodawać cukier, sol i oliwę i jeszcze chwilę wyrabiać. Ciasto przy wyrabianiu mikserem odrywa się od ścianek miski, ale przykleja się lekko do dna. Jest raczej bardzo miękkie, gładkie i elastyczne.Włożyć do miski wysmarowanej olejem, obrócić. Odstawić do wyrośnięcia na około 3 godziny, w międzyczasie można 1 lub 2 razy w równych odstępach czasowych odgazować i krotko zagnieść, tzn. rozpłaszczyć i rozciągnąć na lekko wysypanym mąką blacie, a potem założyć brzegi ciasta na siebie. Tak zawiniętą paczuszkę wkładamy za każdym razem z powrotem do miski. Ciasto powinno przyrosnąć dwukrotnie. Po wyrośnięciu formujemy okrągły bochenek i wkładamy go do wysmarowanej olejem najlepiej okrągłej formy gładką strona do góry. Formę wkładamy do torby plastikowej i odstawiamy na ok. 5 godzin, az zwiększy swoja objętość nawet trzykrotnie. Piekarnik nagrzać do temp 200 st C, wierzch bochenka posmarować olejem i wsunąć do piekarnika na środkową półkę. Piec ok. 50 minut bez parowania wnętrza piekarnika.”

Friday, October 12, 2007

Czekoladowe koszyczki



     Mniej wiecej rok temu z okazji dosyc waznej dla nas okazji przygotowalismy kolacje dla przyjaciol i moje mysli zaprzataly wylacznie przeklete pucharki. Czemu przeklete? Bo wymyslilam sobie, ze na deser beda domowe lody, a nigdzie, doslownie nigdzie nie moglam dostac ladnych pucharkow, by je podac.
     Idea lodow mnie nie opuszczala, jednak zaczelam przegladac ksiazki kucharskie w nadzieji, ze znajde cos co mi spodoba. I... bez rezultatow. Ale w „Czekoladzie” wydawnictwa Parragon znalazlam przepis na czekoladki, ktore zrobione w wersji maxi moglyby byc idealnymi ‘koszyczkami’ na lody. Sprobowalam i musze powiedziec, ze efekt przeszedl moje oczekiwania. Tak bardzo, ze pomyslu od tego czasu uzylam juz wiele razy, nadziewajac je lodami, musami i roznymi kremami. Tym razem przygotowalam pianke z deseru Osme niebo, ktory na pewno tutaj sie pojawi.



Koszyczki z czekolady

- czekolada gorzka, najlepiej powyzej 60%
- pedzelek
- papilotki do mufinow lub trufelkow (w zaleznosci jakiej wielkosci potrzebujemy koszyczki)

     Rozpuscic czekolade w kapieli wodnej. Pedzelkiem smarowac dosyc grubo wnetrze papilotek. Ustawiac dnem do gory, najlepiej w lodowce. Gdy juz zastygna delikatnie odrywac papier. Najlatwiej najpierw oderwac spod, a pozniej wzdluz boku. Moja rada: gdy czekolada juz zastygnie, popatrzec pod swiatlo i tam gdzie widac, ze warstwa czekolady jest przeswitujaca, posmarowac jeszcze raz.




Mus czekoladowy z Osmego nieba

- 250g ricotty
- 100g czekolady
- 50g smietanki
- wisienki z syropu lub kandyzowane skorki z pomaranczy

     Czekolade rozpuscic w kapieli wodnej. Mikserem ubic ricotte ze smietanka, nastepnie dodac czekolade. Podzieli krem na dwie czesci i do jednej dodac wisienki, a do drugiej skorki pomaranczowe. Do wersji pomaranczowej mozna dodac kilka lyzek Cointreau.

Tuesday, October 9, 2007

Dyniowy potage



     W moim maratonie dyniowym nie moglo zabraknac zupy. I choc zazwyczaj lubie te pelne duzych kawalkow warzyw, to dyniowy potage na stale wkradl sie do naszego domowego menu. Tak naprawde nikt nie precyzuje dokladnie jakie sa zasady, by przygotowac prawdziwy potage: sa i z miesem, i z ryba, a jeszcze inne z samymi warzywami. Gdy zapytalam sie kiedys Sophie- rodowitej francuzki, z ktora kiedys mieszkalam- co to jest potage, stwierdzila, ze jest to zupa bardzo dlugo gotowana i jedynym obowiazkowym skladnikiem sa ziemniaki i mleko, ktore daja gesta, kremowa konsystencje. Nie wiem czy jest tak dokladnie, bo Sophie mieszka na Lazurowym Wybrzezu, a potage pochodzi z polnocnej Francji. Jednak w rzeczywistosci nie jest to takie wazne. Zupa ta jest popularna juz od poznego Sredniowiecza, a potrawy z tak dluga tradycja sa zawsze najlepsze. Acha, i ja nigdy nie dodaje mleka, jakos nigdy nie stwierdzilam takiej potrzeby;-) Jak do kazdej kremowej zupy swietnie pasuja maslane grzanki. Tym razem jednak podalam ja z serduszkami z ciasta francuskiego, by podkreslic jej slono-slodki smak.



Potage z dyni

- 1 duza cebula
- ok. 1kg dyni, obranej i pokrojonej w kostke
- 3 ziemniaki
- 3 marchewki
- 3 lyzki masla
- rosol (tyle by przykrylo warzywa)
- smietanka
- pieprz
- natka
- grzanki

     W dosyc duzym garnku zeszklic na masle poszatkowana cebule. Dodac reszte warzyw pokrojonych w kostke, przez moment dusic z cebula, nastepnie dodac rosol. Gotowac, az warzywa zmiekna i zmiksowac. Podawac z odrobina smietanki, posiekana natka i grzankami.

Sunday, October 7, 2007

Ragu wegetarianskie i gnocchi z semoliny



     Uwielbiam kasze manna, kojarzy mi sie z dzecinstwem, kiedy w zimowe poranki mama przynosila mi ja do lozka. Do tej pory jak jest mi zle przygotowuje sobie miseczke bardzo gestej kaszy i polewam sokiem malinowym albo dzemem wisniowym. Jeszcze do niedawna grysik znalam jedynie w tej wersji. Dopiero gdy zaczelam troche wiecej intersowac sie kuchnia odkrylam, ze jest to skladnik uniwersalny. Niedosc, ze mozna przygotowac mnostwo slodyczy jak ciasta, czy budynie, to idealnie pasuje takze do wypieku chlebow (w bardziej zmielonej wersji) i dan slonych. Idealnym przykladem sa gnocchi. Sa nadzwyczaj latwe i szybkie i wcale nie potrzebuja dodatkow, wystarczy troche parmezanu. Jednak nie bylabym soba, gdybym nie dodala warzyw, dlatego zazwyczaj jemy je z ragu wegetarianskim.



Gnocchi alla Romana

- 3 szklanki mleka
- 2 lyzki masla
- szczypta galki muszkatolowej
- pol lyzeczki soli
- 200g grysiku  semolino (z twardej pszenicy)
- 1-2 zoltka
- 3-4 czubate lyzki startego parmezanu

     Zagotowac mleko z maslem, sola i galka muszkatolowa. Nastepnie dodac- sypiac powoli- grysik, caly czas mieszac. Gotowac na malym ogniu przez ok. 20 minut, az bedzie ladnie odchodzilo od dna. Zdjac z ognia i dodac zotko i parmezan caly czas mieszajac. Gdy juz bedzie dobrze wymieszane wylozyc na namoczona powierzchnie i rekami uformowac placek o grubosc 1 cm. Gdy przestygnie wycinac szklanka lub innym naczyniem kolka (za kazdym razem moczyc szklanke w wodzie, zeby ‘ciasto’ sie nie przyklejalo). Ukladac je, zakladajac jedno na drugim w formie wysmarowanej maslem. Posypac obficie wiorkami masla i startym parmezanem. Piec, az beda zlote w temperaturze 200 stopni.

Ragu wegetarianskie

- 1 cebula
- 2 cukinie
- 4 marchewki
- 1 laska selera naciowego
- pol szkanki sosu pomidorowego

     Wszystkie warzywa pokroic w kostke tej samej wielkosci. Na dwoch lyzkach oliwy poddusic cebule, nastepnie dodac reszte warzyw, sos pomidorowy i szklanke wody. Przykryc i dusic wszystko na srednim ogniu przez ok. 30-40 minut, az zmiekna. Na koniec przyprawic wg smaku: ja dodaje sol, tymianek i peperoncino.

Saturday, October 6, 2007

Losticcelia La Foltuna



     Raz na jakis czas stwierdzamy, ze nie chce nam sie nic szykowac i wtedy prawie jednoczesnie nasz wzrok laduje na lodowce. Trzymamy tam bowiem rzecz swieta- menu naszej ulubionej chinskiej restauracji. Restauracja to za duzo powiedziane, bo moja malutka kuchnia jest od niej duzo wieksza. Jest to- zwana po wlosku- rosticceria, gdzie mozna kupic gotowe jedzenie. Na nasze szczescie maja dostawe do domu. Zabawny jest moment zamawiania, bo pani przy telefonie nie bardzo sobie radzi z wloskim, a dodatkowo (jak prawie wszyscy mieszkancy panstw azjatyckich) nie wymawia literki „R” . A w moim zamowieniu zawsze jest duzo R!;-) Klasykiem dla nas sa Ravioli al Vapore, czyli pierozki na parze, ktore w ich wydaniu sa absolutnie fantastyczne.

     Wczoraj byl jeden z tych dni, kiedy po 3 miesiecznej przerwie mielismy ochote na chinszczyzne. Niestety, po przeszukaniu wszystkich kieszeni i torebek, znalezlismy jedynie 0,60€ zywej gotowki, co ostudzilo nasze zamiary. Jednak mysl o nich nie opuszczala mnie, az do wieczora, wiec postanowilam stworzyc cos podobnego. Nie zrazilam sie nawet brakiem koszyka bambusowego do gotowania na parze, ktorego zakup tak skrzetnie odkladam ;-) Wyszly przepyszne, mam zamiar sprobowac z roznymi nadzieniami, szczegolnie te z miesem. Uwielbiam takie wynalazki!



„Chinskie” pierozki na parze (z patelni)

- jajko
- maka
- wrzatek
- duza cebula
- 3 marchewki
- pol czerwonej papryki
- 2 cukinie
- 2 zabki czosnku
- lyzka sosu sojowego
- lyzka sosu ostrygowego ( ja nie dalam, bo mi sie skonczyl, ale jestem pewna, ze idealnie pasuje)
- kilka kropel oleju sezamowego
- peperoncino
- skorka z cytryny

     Cebule pokroic w cienkie piorka, warzywa zetrzec na tarce. W woku rozgrzac olej (ja do chinszczyzny uzywam arachidowy) i podsmazyc cebule. Gdy ta sie zeszkli dodac reszte warzyw i smazyc mieszajac, az zmiekna. Nastepnie doprawic sosem sojowym, rozgniecionym czosnkiem, sosem ostrygowym, olejem sezamowym, peperoncino i starta skorka z cytryny. Oczywiscie doprawiamy wg wlasnego smaku. Z jajka, maki i wrzatku wyrobic elastyczne ciasto, jak na pierogi. Rozwalkowac je dosyc cienko, wycinac krazki, nakladac po lyzeczce farszu i sklejac w sakiewki. Pierozki ulozyc na patelni, dodac dwie lyzki oleju i pol szklanki wody. Przykryc i gotowac na srednim ogniu przez ok. 10 minut. Podawac z sosem sojowym lub sosem slodko- kwasnym.

Thursday, October 4, 2007

Dyniowe ciasteczka



     Dynia juz na stale zagoscila w mojej lodowce. I w przenosni i naprawde, bo z Werony przywiozlam 3 ogromne dynie typu Marina di Chioggia, bowiem w Toskanii bardzo trudno je dostac. I chociaz moj czas poswiecony na gotowanie zostal ostatnio zdecydowanie ograniczony, to mimo wszystko szukam nowych inspiracji na dania z tym warzywem, bo chociaz Risotto z dynia jest absolutnie numerem 1, to bardzo jestem ciekawa takze innych potraw- szczegolnie na slodko. Dlatego bardzo sie ucieszylam, gdy Sylwia z forum Cincin przygotowala ciasteczka z dyni. Nie moglam ich nie sprobowac.

     Okazaly sie przepyszne, choc jak dla mnie za bardzo korzenne. Zauwazylam, ze ostatnio wole swiezy smak cytrusow, niz przypraw. Dlatego zamiast glazury, udekorowalam je pomaranczowym lukrem. Nie wiem czy tak ma byc, ale na drugi dzien zupelnie stracily swoja chrupkosc, jednak bardzo zyskaly na smaku. Zdecydowanie polecam!



Dyniowe ciasteczka
cytuje „

- 2 1/2 szklanki mąki
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 1 łyżeczka sody
- 2 łyżeczki cynamonu
- 1/2 łyżeczki gałki muszkatołowej
- 1/2 łyżeczki mielonych goździków
- 1/2 łyżeczki soli
- 1/2 szklanki zmiękczonego masła
- 1 1/2 szklanki cukru
- 1 szklanka przecieru dyniowego z puszki
- 1 jajko
- 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego

     Nagrzej piekarnik do 175‘C. Wymieszaj mąkę, proszek do pieczenia, sodę, cynamon, gałkę, goździki i sól; odstaw na bok. W średniej misce utrzyj masło i cukier. Dodaj dynię, jajko i łyżeczkę ekstraktu waniliowego, ucieraj aż masa będzie kremowa. Wmieszaj suche składniki. Ciasteczka nakładaj na papier do pieczenia łyżką, lekko spłaszcz. Piecz 15-20 minut w nagrzanym piekarniku. Ostudź ciastka, posmaruj glazurą.