Saturday, October 31, 2009

Orzechowy Tydzien 2009 i...



Nadszedl czas na Orzechowy Tydzien :) W tym roku kochana Pola zgodzila sie objac prowadzenie go. Ja jestem w ciaglych rozjazdach i nie bede mogla zadbac o ladne podsumowanie. Za to Pola na pewno. I choc czuje sie winna, ze zwalam na nia ogrom pracy, to wiem, ze wcale mnie za to nielubi mniej, bo to bardzo slodki 'ciezar' :)
Z gory przepraszam, ze oglaszamy date tak pozno, ale zawsze cos bylo nie tak. Najpierw nie podobal sie Poli banner. Uparla sie, na zblizenie orzecha wloskiego, a ja ze sklepami mialam nie po drodze. Gdy banner byl juz gotowy to zaczelysmy ustalac odpowiednia date (miesiac temu;). Potem obie wyjechalysmy. Jak wiecie Pola wyprowadzila sie z nad glosnej sasiadki no i byla u stylisty obciac sie na krotko, a szczesliwa i wyspana Pola na pewno nikogo nie pominie w podsumowaniu :)
Dlatego tym razem po wszystkie szczegoly i banner zapraszam do Poli.

Polu kochana dziekuje :* Postaram sie byc jak najbardziej przydatna :) I jak nauczysz mnie jak sie wstawia te duchowe posty to wezme tez udzial :)


Ale jeszcze nie skonczylam. Ja mam jeszcze niespodzianke :) Pamietacie Orzechowa Ksiazke? Prawie rok temu, po wszystkich mailach ze zgoda (lub nie) na 'publikacje' zostala zakonczona. Zime spedzila bidula sama na komputerze, ktory zostal w gorach. Tego lata wrocila do domu, ale przeciez sierpien nie jest dobrym momentem, by przypominac orzechowe przepisy. Potem olsnienie: czy jest lepsze miejsce i czas na to, niz ogloszenie nowego wspolnego orzechowego gotowania?
Oto i ona. Z gory prosze o wybaczenie za wszystkie niedociagniecia. Pierwszy raz bawilam sie w te klocki :) I choc teraz nie podoba mi sie jak jest zredagowana (jak to zwykle bywa), to przejrzenie Waszych przepisow w tej formie jest wielka przyjemnoscia i szczesciem :) Dziekuje Wam za to :)

Po ksiazke zapraszam tutaj

P.S. Tak w ramach przypomnienia: W ksiazce znalazly sie przepisy i zdjecia osob, ktore przyslaly mi zgode na to i sa swiadome ewentulanych skutkow. Tym samym osoba, ktora 'zmontowala' ksiazke (czyli ja;)) nie jest odpowiedzialna, jesli znajda sie osoby, ktore uzyja powyzszy material w sposob niezgodny z prawem. Docencie nasza prace! :)
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Qualche parola di spiegazione. Per due anni a Novembre ho organizzato La settimana delle noci (anche se in italiano sarebbe forse meglio tradurre come frutta secca, senza frutta disidratata pero... uffa... :) ma si capisce qualcosa? ;). Questo anno i miei impegni non me lo permettono e organizzera' tutto la mia carissima amica Pola.

Alla prossima con la ricetta delle Lasagne con la zucca :)

Tuesday, October 27, 2009

Jagodzianki



Ostatni tydzien byl dla mnie wyjatkowy. Oficjalnie (no prawie) zakonczylismy prace na ten rok (bo jest powiedzmy sezonowa ;). Pozegnalismy (bez zalu, ale z lezka w oku) mieszkanie w hotelu, ktore bylo naszym drugim domem przez ostatnie 10 miesiecy. Swietowalismy bardzo udanym przyjeciem trzydzieste urodziny mojego T. Zaplanowalismy prawie dwumiesieczny pobyt w Polsce (Hania, moja bratanica, z podejrzeniem w glosie mowi, ze prawie nie znaczy na pewno, ale nadzieje istnieje :) i co najwazniejsze, po 5 latach nadszedl dzien, kiedy zdalam sobie sprawe ( w sumie to nie ja tylko Tatter sluchajac mojego wulkanu radosci) ze sie odnalazlam na Nowej Ziemi. Teraz juz Mojej Ziemi. I to w 100 procentach. I choc od dwoch lat wszysycy do znudzenia mnie pytaja czy czuje sie bardziej z Florencji czy z Werony (bo tak naprawde moje zycie jest podzielone na te dwa miasta), a ja do znudzienia odpowiadam, ze jestem i zostane na zawsze Polka z Wroclawia, to Florencja (nie Wlochy) jest moja druga ojczyzna. Z przyjaciolmi, na ktorych moge polegac zawsze i wszedzie, z moimi miejscami gdzie barman wie jaka kawe lubie i co mi przygotowac na aperitivo, z Andrea z kiosku, ktory ruszy niebo i ziemie by zdobyc dla mnie nowy numer Deliocious czy Donny Hay, z miejscami gdzie moge schowac sie przed calym swiatem i naladowac baterie. Zabawne jest to, ze ja to wszystko mam od trzech lat. Tylko tyle czasu zabralo mi zdanie sobie z tego sprawy. A moze nie bylam na to po prostu gotowa...?

Wiec z pelnym entuzjazmem, ktory wrecz eksploduje ze mnie nastawilam ciasto na jagodzianki, ktore w koncu nie wprowadza mnie w stan melancholii, bo choc jestem daleko od domu to jestem w... domu :)



Pierwszy raz zrobilam te pyszne buleczki tego lata (zdjecia tez :), zaraz po tym jak Komarka podzielila sie przepisem na ciasto jagodziankowe z Kuchni Polskiej. Dodam, ze ciasto jest dokladnie takie jak napisala Komarka: bardzo latwo sie je wyrabia i w ogole,ale to w ogole sie nie klei, nie potrzeba wcale zadnych pomocnikow (choc ci sa zawsze mile widziani ;). Do tego ladnie rosnie i nawet krzywo uformowane przeze mnie buleczki, po upieczeniu wygladaja na idealne. Jedyna zmiana z mojej strony, to dodanie jedynie polowy drozdzy i zmniejszenie ilosci cukru do dwoch lyzek oraz sposob wyrabiania. Z Ala vel Margot rozwiazalysmy problem jagod prawdziwych, ktore w Weronie sa niedostepne (za to w gorach, w Valtellinie tak, najadlam sie za kilka lat :) i zamiast wypelnic nimi aromatyczne ciasto, zastapilam je czubata lyzka dobrego jagodowego dzemu i czubata lyzka borowek amerykanskich (taka ilosc na kazda buleczke). W zwiazku z tym, ze tych ostatnich mam zawsze pelno w zamrazarce, smialo moge nazawac te jagodzianki calorocznymi. Gdy opowiedzialam Ali, ze wstawie zdjecia, ktore zrobilam w lipcu najpierw sie usmiala,a po chwili napisala "O tak, na te ciemne dni z wielką ochota zjadłabym jagodzianke, może by slońce wylazlo zza chmur?" Cytat nieautoryzowany przez autorke, ale wiem, ze mi to wybaczy :)
edit:
Zapomnialam dodac dla Ali zdjecie Billa, ktory caly czas jest przekonany, ze jak broi to staje sie niewidzialny :) My jemy jagodzianki, a Bill kradnie mleko z mojej szklanki, jego ulubiony ale zakazany napoj :)



Caloroczne jagodzianki(troche oszukane;)

- 500g mąki Manitoby
- 20g swiezych drożdży
- 250ml słodkiej śmietanki w temp. pokojowej
- 3 żółtka w temp. pokojowej
- 2 lyzki cukru
- łyżeczka cukru waniliowego,
- 50g miekkiego masła
- skórka otarta z cytryny
- szczypta soli
- dzem i borowki (lub prawdziwe jagody) na nadzienie
- 1 rozbite jajko do smarowania ciasta
- platki migdalowe, cukier perlowy lublukier do dekroacji


Drozdze rozrobic z cukrem, az beda plynne. Do duzej miski wsypac make i cukier waniliowy. Dodac rozrobione drozdze i zamieszac lyzka. Nastepnie dodac zoltka roztrzepane ze smietanka i wyrobic galdkie, elastyczne ciasto, pod koniec wyraniania dodac szczypte soli i miekkie maslo. Gotowe ciasto zostawic do wyrosniecia na jedna godzine. Po tym czasie rozwalkowac ciasto na prostokat i podzielic je na 12 czesci. Na srodek kazdego kawalka ciasta wylozyc po lyzce dzemu i po lyzce borowek (lub dwie czubate lyzki jagod wymieszanych z cukrem) i nastepnie zamknac je dokladnie dociskajac. Ulozyc je na blaszce z papierem do pieczenia w dosc duzej odleglosci i zostawic do wyrosniecia na ok 45 minut. Po tym czasie posmarowac jagodzianki rozkloconym jajkiem i ewentualnie posypac cukem perlowym lub platkami migdalowymi. Piekarnik rozgrzac do temperatury 180 stopni i piec buelczki przez ok. 25 minut.
Piec w temperaturze 180 stopni 20-25 minut na złoty kolor. Po przestudzeniu udekorowac lukrem.


*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

I panini ai mirtilli sono forse uno dei piu' dolci ricordi di tutta la mia infanzia. Mentre crescevo li mangiavo sempre meno, sia perche' con il passare degli anni era sempre piu' difficile trovarli buoni (cioe' pieni di ripieno ;-), ma anche perche' a un certo punto era finita l'eta' in cui si poteva mangiare qualsiasi cosa senza conseguenze :)
Pero' ora, essendo lontana da casa, nei momenti di nostalgia (per fortuna non cosi' tanti :) provo diverse ricette per trovare quella perfetta. L'impasto non deve essere troppo dolce ma con il profumo del burro. E la cosa per me piu' importante e' che l'impasto non deve essere appiccicoso. Ne ho provati tanti, ma a luglio Komarka di Everycakeyoubake ha tirato fuori la ricetta di un vecchio volume, "Kuchnia Polska" ovvero "La cucina polacca", che io stessa da bambina sfogliavo con curiosita'. Mi sono buttata subito a farli. L'unica cosa da risolvere era il ripieno. Quello buono consiste di tanti mirtilli selvatici, che pero' in Italia si trovano difficilmente (evviva la Valtellina! :). Con la mia amica Ala abbiamo trovato una soluzione: per dare il sapore di mirtilli selvatici ho messo in ogni panino un cucchiaio colmo di marmellata di mirtilli di ottima qualita' (l'unica che consiglio e' quella VIS) e per dare consistenza ho messo un cucchiaio di mirtilli, quelli grossi. Ha funzionato alla grande :)


Jagodzianki - Panini dolci coi mirtilli

- 500g di farina Manitoba
- 20g di lievito di birra fresco
- 250ml di panna fresca a temperatura ambiente
- 3 tuorli a temperatura ambiente
- 2 cucchiai di zucchero
- 1 cucchiaino di zucchero vanigliato (quello vero) oppure di estratto di vaniglia
- 50g di burro morbido
- buccia grattugiata di un limone
- un pizzico di sale
- un uovo sbattuto per spennellare i panini
- per il ripieno: marmellata di mirtilli selvatici di ottima qualita' e mirtilli freschi oppure surgelati (ovviamente se avete la possibilita' e' meglio usare mirtilli selvatici freschi o surgelati mischiati con un po' di zucchero ed eventualmente con un po' di maizena)

Sciogliere il lievito nello zucchero. In una grande ciotola versare la farina e lo zucchero vanigliato, aggiungere il lievito sciolto e mescolare il tutto un po'. Versare i tuorli mischiati con la panna e cominciare a impastare. Verso la fine aggiungere il sale e il burro morbido. Quando l'impasto sara' bello liscio ed elastico, coprire e lasciare a lievitare per circa un'ora. Dopo questo tempo, stendere l'impasto a triangolo e tagliarlo in 12 pezzi. Su ogni pezzo mettere il ripieno (un cucchiaio di marmellata e un cucchiaio di mirtilli). Chiudere pressando bene le giunture. Sistemare tutti i panini su una placca da forno rivestita con carta da forno, coprire con un canovaccio e lasciare lievitare ancora una volta per circa 45 minuti. Infine scaldare il forno a 180 gradi, spennellare con un uovo sbattuto, decorare a piacere (ad es. zucchero in granella, fiocchi di mandorla etc.) e infornare per circa 20-25 minuti, finche' diventino dorati. Raffreddare sulla gratella per dolci. Io li ho anche glassati.

Sunday, October 18, 2009

Ryz na mleku z makiem i sosem z granatow



W ostatniej chwili przylaczam sie do Rozowego Tygodnia zorganizowanego przez Szarlotka. Dotyczy on bardzo waznego tematu. Rozowa wstazeczka ma przypominac jak wazna jest profilaktyka. I choc sama jestem cykor od trzech lat regularnie w grudniu przeprowadzam wszystkie badania. Wy tez o nich nie zapominajcie. I nie zwracam sie tylko do czytelniczek, ale takze do czytelnikow: Dbajcie o Wasze o kobiety i jesli one sie boja sami zaprowadzcie je na badania. To tylko chwila, a moze uratowac zycie!



Moj roz wprawdzie jest bardziej czerwony, ale to nic. Rozowo sie robi jak sie na niego patrzy i jak sie go je. Wprawdzie to domowy ryz na mleku, ale prezentuje sie elegacko, prawda?

Przepis i pomysl na sos z nowego dodatku do Corriere della Sera La Cucina (pazdziernik, str. 95) W koncu we Wloszech wydano kulinarny magazyn, ktory idealnie wpasowuje sie w to co lubie (i grafika i przepisy). Polecam!



Niestety nie dziala mi banner Szarlotka, moze umiecie mi pomoc? Z gory dziekuje! :)


Ryz na mleku z makiem i sosem z granatow

- 250g ryzu krotkiego
- 2 lyzki maku
- 50g cukru
- 750ml mleka
- szczypta soli

na sos:
- 2 duze granaty
- 2 lyzki cukru pudru
- 1 lyzeczka czybata maizeny rozpuszczonej w lyzce zimnej wody

Zagotowac mleko z ryzem i szczypta soli. Pod koniec gotowania dodac mak i cukier. Gdy ryz bedzie miekki zdjac z ognia i zostawic do ostygniecia.

Otworzyc granaty i wyjac nasiona. 3/4 z nich zmiksowac, a powstaly sok przelac przez geste sitko do garnuszka. Dodac cukier i zagotowac. Wtedy dodac rozpuszczona maizene i gotowac jeszcze przez ok. 2 minuty caly czas mieszajac. Zostawic do ostygniecia.

Zimnyn ryz wlozyc do foremek mokrych lub wysmarowanych olejem (ja po wielu nieudanych probach uzylam foremek silikonowych) i wylozyc porcje na talerzyki. Udekorowac sosem i pozostalymi nasionami granatu.

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Questa settimana della blogosfera polacca è rosa. Rosa come il nastro simbolo della campagna per la prevenzione del tumore al seno. E' importante ricordare che un semplice esame puo farci vivere più tranquille e allo stesso tempo salvare la vita.

Il mio dessert forse non è tanto rosa, però fa vedere il mondo nei colori rosa :) E' semplicemente delizioso. Gia di per sé il riso al latte è coccoloso, ma in questa versione è anche molto elegante. Degno di una cena speciale.

La ricetta per il riso e l'idea per la salsa vengono da una nuova rivista di cucina edita dal Corriere della Sera: 'La Cucina' (ottobre, p.95), che ha conquistato il mio cuore. Sia il modo in cui viene scritta, sia le fotografie sono molto vicine al mio gusto. Sono proprio contenta di averla trovata :)


Riso dolce ai semi di papavero e salsa di melagrana

- 250g di riso
- 2 cucchiai di semi di papavero
- 50g di zucchero
- 750ml di latte
- sale

per la salsa
- 2 melagrane
- 2 cucchiai di zucchero a velo
- 1 cucchiaino colmo di maizena sciolto in un cucchiaio d'acqua

Portate a ebollizione il latte con il riso e una presa di sale. Cuocere circa 15 minuti. A fine cottura aggiungere i semi di papavero e lo zucchero. Quando il riso è pronto e abbastanza asciutto, spegnere il fuoco e lasciare a raffreddare.

Aprire le melagrane e tirare fuori i chicchi. Frullarne circa i tre quarti con un'apposita macchina (io l'ho fatto nel bicchiere del minipimer) e filtrarli tramite un colino abbastanze fine. Mettere il succo ottenuto in un pentolino assieme con lo zucchero al velo e portare ad ebollizione. Quando il composto comincia a bollire, versare la maizena sciolta nell'acqua e cuocere ancora per 2 minuti circa, sempre mescolando. Lasciare a raffreddare.

Inserire il riso freddo in degli stampini bagnati (io dopo varie prove con acqua e olio alla fine li ho messi negli stampini di silicone ;) e rovesciarli sui piattini. Decorare con la salsa e con i chicchi di melagrana rimasti.

Friday, October 16, 2009

World Bread Day 2009

world bread day 2009 - yes we bake.(last day of sumbission october 17)

Nie wyobrazam sobie nawet, zeby nie wziac udzialu w World Bread Day zorganizowanym przez Zorre pierwszy raz cztery lata temu. Dla mnie to juz trzeci raz, data bardzo wazna, ktora zapisala sie w kalendarzu na stale.



Jest to zdecydowanie najciekawsza dla mnie akcja blogowa, bo uwazam, ze kazdy jest w stanie (i co wiecej: powinien;) )upiec chleb. Jestem tego najlepszym przykladem. I wcale nie musi byc to chleb na zakwasie. Owszem, takie sa najlepsze, ale w zabieganym zyciu trudno znalezc dla niego odpowienio duzo czasu. Moj zakwas zyje gora tydzien, bo czesto wyjezdzam, a biedak potrzebuje troskliwej opieki. Dlatego glownie pieke na drozdzach i zapewniam, ze wcale nie sa to chleby gorszej kategorii. A jak tak jeszcze wrzucic duzo, bardzo duzo (szczerze mowiac to myslalam ze przesadzilam ;) ) ziaren slonecznika i troche zytniej pelnoziarnistej maki i mamy zdrowie na talerzu. W sam raz do 'niezdrowego' masla i dzemu jagodowego :) I zapewniam, ze ten chleb zniesie wszystko: i zimna kuchnie (obecnie 17 stopni :/) i piekarke na wpolspiaca, co o 3 w nocy wyciaga piekny bochenek i jeszcze fajniejsze bulki parzac sobie modelowo lewe przedramie. Znowu!!! ;)

Zorra thank you for this special day!



Chleb (lub bulki) ze slonecznikiem- bardzo latwy

- 400g maki chlebowej
- 150g pelnoziarnistej maki zytniej
- 250g ziaren slonecznika + 2 lyzki do dekoracji
- 350g cieplej wody
- 4 lyzki oliwy
- 2 lyzki cukry brazowego
- 25g swiezych drozdzy lub dwie lyzeczki drozdzy instant
- 1 lyzka soli

Slonecznik podprazyc na patelni az sie zezloci i ostudzic. Swieze drozdze rozrobic z cukrem. W duzej misce wymieszac obie maki, dodac wode, oliwe i drozdzowy rozczyn i mikserem wyrobic miekkie, ale nie lepiace ciasto. Nastepnie wyjac ciasto na naoliwony blat rozciagnac je i dodac sol oraz slonecznik (jest go duzo wiec najlepiej wgniesc go delikatnie w ciasto) nastepnie calosc zlozyc i albo mikserem, albo recznie wyrobic, az calosc dobrze sie polaczy. Zostawic do wyrosniecia na 1 godzine. Po tym czasie z ciasta uformowac bochenek lub buleczki (ja zrobilam chleb w kekswoce 25cm i 6 sporych bulek) i zostawic do wyrosniecia na kolejna godzine. Piekarnik rozgrzac do 200 stopni. Gdy ciasto/bulki sa juz wyrosniete posmarowac je woda i posypac dodatkowo slonecznikiem. wstawic do goracego piekarnika: bulki na 15 minut, a chleb na 25 (moj piekarnik jest bardzo mocny wiec moze trzeba potrzymac troche dluzej). Studzic na kratce.


*** *** *** *** *** *** *** *** ***

Oggi e' una giornata speciale, un giorno che da tre anni e' un appuntamento fisso. Si tratta del World Bread Day organizzato da Zorra e che con mio enorme piacere con ogni anno che passa batte tutti i record. Con l'idea di dimostare che panificare in casa e' veramente facile, ho scelto di fare un tipo di pane molto semplice, ma molto gustoso. Il pane coi semi di girasole da sempre e' il mio preferito. E anche se ormai il filone toscano o la schiacciata sono il mio pane quotidiano e non riesco a vivere senza, quando mi manca la casa, i genitori o i dolci momenti dell'infanzia sforno un pane cosi. Ideale con burro e marmellata (di mirtilli ;) ) ma anche ottimo con prosciutto e formaggio.

Zorra, grazie per questa splendida giornata!!!

P.S. Coi continui insuccessi nel tenere un blog in italiano separato, ho deciso di usare il vecchio consiglio di Alex di Cuoche dell'altro mondo e da oggi in fondo ad ogni post inseriro' la ricetta in italiano. Spero che questa formula mi si addica di piu'.


Pane con semi di girasole

- 400g di farina per pane
- 150g di farina di segale integrale
- 250g di semi di girasole + 2 cucchiai per la decorazione
- 350g di acqua tiepida
- 4 cucchiai di olio d'oliva
- 2 cucchiai di zucchero di canna
- 25g di lievito di birra fresco oppure 2 cucchiaini (10ml) di lievito istant (tipo Mastrofornaio)
- 1 cucchiaio di sale

Tostare i semi di girasole sulla padella calda finche non diventano leggermente dorati e raffreddarli. Mescolare il lievito fresco con lo zucchero finche' non diventa liquido. In una grande ciotola mescolare i due tipi di farine con l'acqua, l'olio e il lievito con lo zucchero e lavorare finche' l'impasto sara' morbido, ma non appiccicoso. Tirare fuori l'impasto dalla ciotola, stenderlo su una superficie unta d'olio e incorporare i semi di girasole. Lavorare l'impasto finche' il tutto non si amalgama in modo omogeneo. Quando e' pronto coprire la ciotola e lasciare a lievitare per un'ora circa. Dopodiche' formare il pane o i panini (io ho fatto un pane in cassetta di 25cm e 6 panini piuttosto grossi), coprirli di nuovo e lasciate a lievitare ancora per un ora. Nel frattempo riscaldare il forno a 200 gradi. Quando il pane e i panini sono pronti, spennellarli con dell'acqua e cospargere i restanti semi di girasole. Infornare: i panini per 15 minuti e il pane per 25 (ma il mio forno e' molto potente/troppo aggressivo ;-) e forse si dovra' tenere per un po' di piu'). Raffreddare su una gratella.

Friday, October 9, 2009

Bajgle



Ja bardzo lubie pieczywo i to kazdej masci. Tylko w malych ilosciach. Ale bajgle to cos od czego nie moge sie oderwac. I nie powinnam mowic tylko za siebie, bo mam w tym wspolnika. Od dawna probuje wszystkie przepisy po kolei, by znalezc ten idealny. Swietne bajgle sa te od Hamelmana, ale przepis nie jest z tych najszybszych. Mam to szczescie, ze Pani Tatter z cierpliwoscia wysluchuje moich marudzen i w dodatku zawsze cos na nie poradzi. Juz jakis czas temu podzielila sie ze mna przepisem, ktory w tym tygodniu jest propozycja Weekendowej Piekarni. Przygotowanie tych buleczek jest bardzo proste (stad moja zakodowana nazwa: Bajgle dla idiotow (czyt.: majacych dwie lewe rece) ;), a przede wszystkim sa dokladnie takie jak ja lubie : gruba, chrupiaca skorka i miekki srodek. Wydaje sie proste, ale rzadko mozna spotkac bajgle z taka wlasnie charakterystyka.
Dlatego z przyjemnoscia dolaczylam sie w koncu do rzeszy piekarek (rany jak ten czas szybko leci! dopiero co pieklysmy buleczki o smaku slonych paluszkow!!!), bajgle przygotowalam wyjatkowo z calej porcji (marzac, ze polowe zamroze) i wstyd sie przyznac, ale zostalo juz tylko kilka, w sam raz na jutrzejsze sniadanie (nici z mrozenia ;). Tatter dlugo namawiala Ale, baaardzo dlugo. Dziekuje Alu, ze w koncu sie zdecydowalas :* I Pani Tatter za cierpliwosc :*

Mam nadzieje, ze mi wybaczycie, ale ja znow w rozjazdach, wiec wpis z wyprzedeniem :)
Dla posiadaczy piekarnika z turbodoladowaniem (czyli takim jak moj);): bajgle gotowe sa po 10 minutach, jesli chcecie uzyskac gruba skorke nalezy potrzymac je jeszcze przez 5 minut. Dla mnie zawsze najlepsze z serkiem z ziolami :)

Bagels

cytuje za Tatter

15 swiezych drozdzy lub 1 1/2 lyzeczki instant
2 lyzeczki slodu diastatycznego w proszku (zle doczytalam i dalam dwie lyzki brazowego cukru)
350g letniejwody
600g bialej pszennej maki chlebowej (dalam 400g Manitoby i 200g 00)
2 lyzeczki soli
4 lyzki oleju

2 lyzki syropu sldowego (dalam brazowy cukier)
1-2 bialka roztrzepane z 1 lyzka zimnej wody
mak, sezam do posypania

Drozdze rozprowadzam w wodzie. Do miski wsypuje make, slod i sol. Wlewam wode z drozdzami, mieszam, dodaje olej. Po dokladnym polaczeniu sie skladnikow, wykladam ciasto na stol i zagniatam je przez 8-10 minut, gluten ma byc mocno rozwiniety. Zostawiam na 1 godzine w temp 24C.

Wyjmuje ciasto na stol, dziele na 20 czesci (ok. 48g kazda) i z kazdej formuje ksztaltne okragle buleczki. Zostawiam je na 5-10 minut, po czym splaszczam je nieco i kciukiem robie dziurke w srodku kulki. Na palcu lub drewnianym trzonku obracam ciastem, az dziurka w srodku stopniowo sie powiekszy, a musi byc dosc spora (zmniejszy sie znacznie podczas rosniecia ciasta).

Zostawiam bagles do wyrosnecia na 10-15 minut. Rozgrzwam piec do 220C i na ogniu stawiam duzy garnek z woda i dodatkiem ekstraktu slodowego. Gdy woda zawrze, zmniejszam ogien odrobine i wkladam po kilka buleczek. Gotuje 1 minute i przekladam je na druga strone. Wyjmuje na czyste plotno po 30 sekundach. Gdy przestygna, ukladam je na naoliwionej blasze, smaruje bialkiem, posypuje makiem, sezamem, lub zostawiam "golaski". Pieke 30 minut.

Wednesday, October 7, 2009

Grzanki z figami



Zanim usune naglowek z figami jeszcze jedena szybka przekaska. Wprawdzie to nic wielkiego i pewnie nawet nie zasluguje na wpis, ale figi sa tak atrakcyjnym obiektem do fotografowania, ze pewnego razu wzielam aparat i zajadajac takie grzanki, kilka sfotografowalam. Narzekalam, ze mam za duzo fig, a jak sie skonczyly smutno sie zrobilo... ;)



Grzanki z figami

Przepis tak naprawde nie istnieje. Wez swoj ulubiony chleb i zrob z niego grzanki na twoj ulubiony sposob. Gdy sa gotowe posmaruj je swoim ulubionym serem, udekoruj wybrana salata oraz ulubiona wedlina. Figi pokroj na cwiartki i uloz na gorze. Skrop oliwa i obsyp swiezo zmielonym pieprzem. Smacznego!

Friday, October 2, 2009

Solony krem karmelowy



Od dawna zastanawiam sie jakie polaczenie smakow jest tym moim ulubionym. Szczegolnie, ze smak sie zmienia i raz lubie slodko- kwasny, innym razem preferuje slodko-gorzki. Ale chyba tym naj naj naj na zawsze pozostanie slodko-slony. Lubie jak slodycz zostaje przelamana sola, najlepiej taka w platkach, ktora powoli topi sie na jezyku. To chyba dlatego mam slabosc do masla orzechowego, no i historia juz jest wyjadanie nutelli ze sloika paluszkami (oczywiscie tymi z duzymi krysztalkami soli).Ale lubie tez mocne sery z miodem lub dzemem czy slone kanapki na slodkiej brioszce. Lubie wrzucic rodzynki do mies, a takze skarmelizowac marchewki i cebule do obiadu. To pewnie dlatego, kiedy pierwszy raz sprobowalam solonego karmelu, z miejsca zdobyl moje serce. Wprawdzie ta milosc zaczela sie od lodow, ale bardzo szybko ulubionym stal sie krem z solonym karmelem. Choc moze powinnam nazywac go solony krem karmelowy, bo zamiast solic karmel ja porzadnie sole gotowy juz krem ;)



To dlatego, gdy zazwyczaj solony karmel robiony jest na slonym masle,ja robie na zwyklym. Pod koniec, gdy przygotowany krem juz lekko wystygnie, dodam duzo swiezo i grubo zmielonej soli. Moze to moje odchylenie juz po latach zajadania sie florencka schiacciata, ale lubie gdy sol trzeszczy pod zebami.
Na poczatku nadziewalam tym kremem brownies, dekorowalam ciasta. Ostatnio stalo sie odswietnym (bo co za duzo to niezdrowo ;) smarowidlem. Idealnie pasuje do ciast mocno czekoladowych. To na zdjeciu to Skarb Czekoholika od Tatter, ktore bardzo polecam. Calosc smaku uzupelnia kubek goracej, aromatycznej kawy. Z mlekiem oczywiscie, ale bez cukru ;)

Solony krem karmelowy

- 50g cukru brazowego
- 1 lyzka wody
- 250g serka mascarpone
- gruba zmielona sol, ilosc wg smaku

Do garnuszka metalowego wsypac cukier i dodac lyzke wody. Postawic na sredni ogien i caly czas pilnujac poczekac, az zamieni sie w bursztynowy plyn. Absolutnie nie mieszac, bo cukier moze sie skrystalizowac (wtedy zaczynamy od poczatku). Gdy kolor bedzie odpowiedni, zdjac garnuszek z ognia, dodac ser i zamieszac. Nastepnie postawic z powrotem na ogien i mieszajac caly czas rozpuscic ewentualne krysztalki karmelu. Nie probowac, bo grozi mocnym oparzeniem. Gdy krem bedzie juz prawie zimny, dodac sol i dokladnie wymieszac.