Thursday, January 14, 2010

Matchamisù



Jeśli jestem czegoś pewna w nadchodzącym w Nowym Roku to tylko tego, że dla nas będzie to rok z dużą szczyptą Orientu. W sumie żadna to nowość, od zawsze bardzo lubimy te smaki i często tak jemy, ale w ostatnim czasie zauważyliśmy bardzo wysokie natężenie. A co będzie na deser? Jeden z najlepszych deserów świata w wersji fusion. Nie za często oczywiście ;)



Taki deser jadlam w naszej ulubionej niegdyś (zanim nie zeszła na psy, jak mówi moja przyjaciółka;) japońskiej restauracji WabiSabi. Nie chodzimy tam już od dawna, ale zawsze rzewnie wspominamy tamtejsze desery. Prawdziwe delicje. Jednym z nich jest właśnie Tiramisu z zieloną herbatą, bardzo łatwy do odtworzenia w domu. Zresztą ta wersja włoskiego deseru jest stałą pozycja w chyba każdej japośnkiej restauracji w Italii. Ciekawe dlaczego? ;)



Między nami deser ten nazywamy Matchamisù (chwytliwa nazwa, prawda?) i przyznam, ze to naprawde godny 'zamiennik' tej klasycznej wersji. Bardzo ważne jest, by użyć naprawdę niewielkiej ilości Matchy, bo jej zdecydowany smak, może zupełnie przykryć całą resztę. Czasami, dla uzyskania delikatniejszego smaku, do moczenia ciastek używam albo Senchy, albo dobrej zielonej herbaty jaśminowej, a Matchy tylko szczyptę dla pięknego koloru. Latem, dla lepszej konsystencji do kremu dodaję około 100g rozpuszczonej i ostudzonej białej czekolady. Wtedy jestem pewna, że całość będzie się świetnie trzymała, a sam deser zyskuje dodatkowy smak. Ani moje Tiramisu, ani Matchamisu nie są bardzo słodkie, dlatego radzę regulować ilość cukru według własnego smaku.



Acha, jeszcze powtórzę się co do mojego kremu do Tiramisù. Ja surowych białek nie jadam, a żółtka dla bezpieczeństwa i czystego sumienia ubijam z cukrem na parze. Można je całkowicie pominąć, krem będzie mniej 'bogaty' ale zawsze smaczny. Z czasem zwiększyłam ilość śmietanki do 500ml, bo dzięki temu krem zyskuję idealną (jak dla mnie oczywiście) konsystencję, ale jeśli preferowany jest krem bardziej ciężki ilość 150ml jest w sam raz. Dla wrażeń ekstremalnych radzę dodać około dwóch łyżek gotowej już herbaty do kremu ;)



Matchamisù czyli Tiramisù z zieloną herbatą Matcha

- 3 żółtka
- 3 łyżki cukru pudru
- 500g mascarpone
- 500ml smietanki 36%
- 1 łyżka ekstraktu z wanilii
- 1 płaska łyżeczka do herbaty Matcha zaparzonej w 250ml nie wrzącej wody
- łyżeczka herbaty Matcha do dekoracji
- biszkopt lub podłużne biszkopty

- 100g rozpuszczonej w kąpieli wodnej bialej czekolady (wtedy zmniejszyć ilość cukru do jednej płaskiej łyżki)

Zaparzyć herbatę Matcha i ostudzić. Żółtka ubić z cukrem na puszysty krem (najlepiej na parze). Następnie wmiksować mascarpone. Jeśli jest używana dodać białą czekoladę i krótko zmiksować. W osobnej misce ubić śmietanę i delikatnie wmieszać ją w masę z żółtek i sera. W szklaneczkach lub dużym naczyniu ukladać namoczone w herbacie ciastka na zmianę z kremem. Schlodzic przez kilka godzin. Przed podaniem wierzch udekorować przesianą herbatą Matcha.

DRUKUJ PRZEPIS

P.S. Zaczęło się głosowanie na Blog Roku. Jeśli ktoś z Was jest chętny do wysłania SMS na mój blog wszytskie dane znajdują się w na górze po lewej stronie. Za każdy glos pięknie dziękuję! :)

--- --- --- --- --- --- --- --- --- --- --- ---

Il 2010 possiamo già chiamarlo Anno dell'Oriente. Anche se da sempre quei sapori ci piacciono tantissimo, solo ultimamente abbiamo notato una vera e propria 'voglia incontenibile' ;) Nella testa preparo diversi menu, compro tutti gli ingredienti necessari (ma perchè è così difficile trovarli in Italia???) e a mio fratello faccio assaggiare un dessert buonissimo, vero fusion tra Italia e Giappone. La prima volta l'ho visto al Wabi Sabi (quando era ancora appetibile) anche se in verità si trova quasi in ogni ristorante giapponese della Penisola. Ed è così facile rifarlo a casa...

Questo dessert è davvero speciale. Basta stare attenti ad usare una quantità non eccessiva di Matcha, perche ha un sapore molto forte. Si può anche variare, bagnando i biscotti nel tè Sencha oppure in un buon tè al gelsomino con una punta di Matcha per dare colore. D'estate nella crema aggiungo 100g di cioccolato bianco sciolto a bagnomaria perché così il tutto viene più compatto, ma arricchisce anche il sapore del dessert (in tal caso per la crema è meglio usare solo un cucchiaio di zucchero).

Ancora qualche parola sulla mia crema per Tiramisù. Io le chiare crude non le mangio volentieri, per questo 'alleggerisco' la crema di mascarpone con la panna. Volendo ottenere la crema più o meno consistente basta variare la quantità di panna fresca tra 150 e 500ml. A tante persone sembrerà strano, ma più si mette la panna montata più la crema viene 'leggera' (trascurando l'impatto calorico...) :D
Per sicurezza, e per evitare potenziali sensi di colpa, monto tuorli e zucchero a bagnomaria, come per fare lo zabaione. Consiglio anche di aggiustare la quantità di zucchero a proprio piacere, perchè a me i "dolci molto dolci" non piacciono proprio... :)

A chi vuole sentire ancora di più il sapore del tè Matcha suggerisco di aggiungere due cucchiai di bagna alla crema di mascarpone.


Matchamisù, ovvero Tiramisù con tè verde Matcha

- 3 tuorli
- 3 cucchiai di zucchero a velo
- 500g di mascarpone
- 500ml di panna fresca
- 1 cucchiaio di estratto di vaniglia
- 1 cucchiaino di tè Matcha sciolto in 250ml di acqua non bollente (circa 80 gradi)
- 1 cucchiaino di tè Matcha per decorazione
- pan di spagna, pavesini o savoiardi

- 100g di cioccolato bianco, sciolto a bagnomaria e raffreddato (in tal caso per la crema usare solo 1 cucchiaio di zucchero a velo)

Preparare il Matcha e farlo raffreddare. Montare i tuorli con lo zucchero (meglio se a bagnomaria). Incorporare il mascarpone, la vaniglia e il cioccolato (se viene usato) e montare ancora. Montare in una ciotola separata la panna e incorporarla nella crema di mascarpone, mescolando dall'alto verso basso. Sistemare nei recipienti scelti i biscotti bagnati nel Matcha alternanando con la crema. Mettere in frigorifero per qualche ora. Prima di servire setacciare sulla superficie un po' di tè Matcha in polvere.

STAMPA LA RICETTA

Tuesday, January 12, 2010

Kalendarze do odebrania ;) Calendario da ritirare ;)

Kalendarze zostały wydrukowane i wylosowane :) Wczoraj w nocy wycinałam powoli paski papieru, pisałam na nich Wasze imiona/nicki, a dziś rano losowałam. Nawet sobie nie wyobrażacie ile frajdy mi to sprawiło (choć trwało zdecydowanie za krótko). Na zdjęciu wyniki i bardzo proszę wymienione osoby o wysłanie mi adresu na mybestfood@gmail.com. (Śnieg zatrzymał nas w Polsce kilka dni dłużej, więc może uda mi się wysłać je jeszcze przed wyjazdem.)



Mam nadzieję tylko, ze nikt z Was się nie zawiedzie. Przy druku kalendarzy wyszła cała moja niewiedza na temat obróbki zdjęć i przygotowania do drukowania, dlatego końcowy efekt odbiega o wiele od tego co sobie wyobrażałam. Za to pierwsze koty za płoty... Wiele sie nauczyłam, następnym razem tę wiedzę wykorzystam :) Zwycięzcom gratuluję i mam nadzieję, ze z tym kalendarzem Nowy Rok będzie choć trochę przyjemniejszy :)

Wtrącę jeszcze kilka ważnych dla mnie rzeczy. Po pierwsze od dziś moge znów pisać blog z polskimi znakami. Komputery zmieniam jak rękawiczki (za wyjątkiem jednego, który używam tylko przez sentyment, bo to mój pierwszy laptop, prezent od rodziców, biedak ledwo zipie, ale choć kupiony w Polsce, ma tę samą przypadłość jak pozostałe ;) i nie wiem jakim cudem, ale każdy z ostatnich egzemplarzy buntował się przed literkami Ł i Ę. Na początku męczyłam sie w Wordzie z ręcznych wstawianiem znaków, ale szybko dałam sobie z tym spokój. Bardzo sie cieszę, że będę miała jeszcze więcej powodów, by często zaglądać na moją ulubioną stronę, od której stałam się wręcz uzależniona, odkąd pokazała mi ją Cipcipkurka. Jeszcze raz dziękuję! Słownik Języka Polskiego

Po drugie, tam daleko (czytaj: w deszczowej Florencji) jest ktoś kto za mną teskni i z tej tęsknoty zmienił mi czcionkę na blogu. Na moją ulubioną. Ogromnie dziękuję!!!

Po trzecie po długich, bardzo długich dywagacjach na temat opisu bloga, zapisałam się i ja do konkursu na Blog Roku. Tak dla towarzystwa i dla tych co na mnie krzyczą, że jeszcze tego nie zrobiłam :P http://www.blogroku.pl/mybestfood,gwbh7,blog.html

Mam nadzieję, że już wkrótce, będę miała o czym napisać, a bardziej poprawnie co pokazać, bo spełniło się moje małe marzenie (dla którego, o zgrozo, byłam nawet gotowa zrobić coś, czego bym się teraz bardzo wstydziła, sic!;) i teraz w wolnych chwilach uczę się używać mojej nowej zabawki ;)

Pozdrawiam Was wszystkich bardzo ciepło!

--- --- --- --- --- --- ---

E' arrivato il giorno dell'estrazione dei vincitori del calendario. Purtroppo non ha vinto nessun nick italiano, ma mi dispiaceva così tanto, che ora prima di scrivere ho fatto un' "estrazione aggiuntiva". Con grande gioia vi comunico che una copia del calendario andrà a Mimmi :) Cara Mimmi per favore mandami il tuo indirizzo sul mybestfood@gmail.com, e appena rientro in Italia ti manderò la tua vincita! :-)
Congratulazioni!

Tanti saluti a tutti!

P.S. Carissimo, grazie per il nuovo font!!! :)

Friday, January 8, 2010

Boeuf bourguignon



To moj pierwszy post w Nowym Roku i chcialam Wam przede wszystkim podziekowac ogromnie za wszystkie piekne zyczenia, ktore dotarly do mnie w przeroznych formach. Bardzo mi przykro, ze na wiele z nich nie moglam odpowiedziec. Choc ostatni czas spedzilam na byciu rozpieszczana przez Moich Rodzicow, to przede wszystkim wszystkie moje mysli byly skoncentrowane na Moim Ukochanym, dla ktorego stalam sie troskliwa pielegniarka (choc przyznam z reka na sercu, ze tym razem nie smazylam paczkow o 4 nad ranem;) Wyglada na to, ze teraz juz nie musze sie martwic tak bardzo (na wszelki wypadek odpukam w biurko!), od kliku dni mozemy sie nawet nacieszyc Wroclawiem i takimi banalnym rzeczami jak pojscie do kina. Nowy Rok zaczynamy wiec pelni nadziei i samych dobrych mysli, czego i Wam z calego serca zycze.

A tak na koniec, nadrobie jeszcze jedna zaleglosc z zeszlego roku. Jak wiele z Was zauwazylo w kalendarzu pojawil sie przepis na Boeuf Bourguignon, ktory nie ma swojego posta . Oczywiscie to moja wina, bo to jeden z tych troche osobistych, co ja za nic nie potrafie/nie chce/boje sie ugryzc. Ale dzieku temu daniu nacierpialam sie i ubawilam tak bardzo, ze podanie samego przepisu nie mialoby dla mnie zadnego sensu.



Bylo bowiem tak, ze kilka tygodni temu choroba zupelnie sciela mnie z nog. I to tak doslownie, bo choc zazwyczaj jakiekolwiek przeziebienia ignoruje (oczywiscie nie jest to trend do nasladowania!!!) to tym razem z lozka po prostu nie bylam w stanie wstac, a moj ukochany dostal prawdziwej euforii kiedy drugiego dnia poprosilam o lekarza. Pan doktor zupelnie zaskoczony, na zdanie 'Ela sama prosila' zrozumial powage sytuacji, zjawil sie niemal natychmiast. Dostalam mnostwo lekarstw, nakaz lezenia w lozku na siedzaco;) no i jedzenia dobrych rzeczy, zeby wzmocnic orgaznim wycienczony juz wczesniejszym, dlugim i meczacym zapaleniem ucha, ktore bolalo tak bardzo, ze praktycznie nie moglam jesc. Moj Tomislaw (jak nazywany jest w mojej rodzinie;) od razu rzucil wszystko co mial do zrobienia, spisal sobie skladniki potrzebne do przygotowania Boeuf Bourguignon i pojechal za zakupy ( tu musze wtracic, ze klika dni wczesniej bylismy na filmie Julie&Julia. A z calego filmu najbardziej mojemu ukochanemu zapadla w pamiec Julie, ktora obsmaza takie duuuze kawalki miesa!).
Po przynajmniej 20 telefonach ze sklepu (jakie mieso, czy wino lepiej mocne czy slabe, ile marchewek, jakie cebulki, gdzie leza takie cebulki, jakie ziola, czym zastapic tymianek itp.) dotarl do domu i zabral sie do pracy. Co 5 minut znajdowalam go w drzwiach sypialni z tysiacem przeroznych pytan. T. jest swietnym kucharzem, tylko ze z tych co robia wszystko dokladnie jak jest w przepisie i fakt ze powiedzialam, ze w sumie zaden nie jest sensowny zupelnie wytracil go z rownowagi, stad tak wiele pytan i watpliwosci. Za kazdym razem sobie zartuje, ze wychodzi z niego niespelniony inzynier, wszystko musi byc rowno i wg instrukcji. Gdy spytal sie mnie jak duze powinny byc kawalki miesa i powiedzialam mu, ze najlepiej to takie o boku 5cm to bez mrugniecia okiem wyjal miarke i ukroil jeden dokladnie o takiej wielkosci zeby miec na wzor :)
Gdy wszystko juz bylo pokrojone, mieso obsmazone, a garnek wyladowal w piekarniku (a wszystko to zajelo baaaardzo duzo czasu;), wprawdzie z burczacym brzuchem, ale moglam spokojnie usnac, by odzyskac troche sil. Gdy pozna bardzo pora zostalam poniformowana, ze juz wszytsko gotowe, chwilowa euforia zostala przygaszona slowami 'poczekamy do jutra, co? wyszlo malo i nie bedzie do zdjecia. Bo przeciez zrobisz zdjecie, prawda? tyyyle sie napracowalem' :) Wiedzac, ze zwykle takie dania nabieraja smaku podczas odpoczynku nawet zbytnio sie nie buntowalam. Szybko zrobilismy kasze manna i kanapki z dzemem i z kubkiem goracego kakao poskromilismy nasz glod smiejac sie do rozpuku z calej sytuacji :)



Wyszlo pieknie prawda? No i nigdy nie mialam tak skrupulatnie napisanego przepisu :) Zdradze Wam jeszcze, ze tego pysznego dania tak naprawde bylo tyle, ze w koncu na kolacje zostala zaproszona druzyna 'glodomorow', bo sami jedlibysmy je przez tydzien ;) Chyba resztki rozsadku nie pozwolil nam jesc oczami :)

Co do samego Boeuf Bourgignon to jadlam go w roznych miejscach wiele razy, uczciwe przyznam czesto byl wspanialy, ale NIGDY nie byl tak atrakcyjny. Nie wiem na czym polega ta odmiana. Nasza wersja jest pelna warzyw, swiezych ziol i bardzo duzych kawalkow miesa. Na pewno warto uzyc wina swietnej jakosci, my uzylismy Valpolicella Ripasso. Niestety nie posiadamy (mam nadzieje, ze na razie) pieknych garnkow Le Creuset wiec calosc dusila sie w wysokim, stalowym garnku, a na stol podalismy w wielkiej miedzianej patelni razem z podsmazonymi ziemniaczkami. Polecam! Idealne na odswietny lub swiateczny obiad :)




Boeuf Bourguignon


-150g boczku bez skóry
- oliwa z oliwek wg uznania
- 1,2 wolowiny, czesc nadajaca sie do dlugiego gotowania, pokrojonej w 5cm kostke
- 4 lyzki maki
- 6-8 marchewek obranych i pokrojonych w duze kawalki
- 2 cebule obrane i pokrojone w czastki
- 1 butelka 750ml czerwonego wina (Chianti Classico, Valpolicella Ripasso(
- 2 lyzki koncentratu pomidorowego
- 4 zabki czosnku obrane i zgniecione
- galazka tymianku
- lisc laurowy
- galazka rozmarynu
- ok. 1 l bulionu
- sól i pieprz do smaku

- 700g pieczarek
- 1 lyzka masla
- zabek czosnku drobno posiekany
- sól i pieprz do smaku

- 500g malych cebulek lub szalotek
- 1 lyzka masla
- 1 lyzka cukru
- 1 lyzka octu balsamicznego
- pól listka laurowego
- galazka natki pietruszki
- ok. 100ml bulionu


Rozgrzac piekarnik do 200°. Pokroic boczek w duza kostke i podsmazyc na patelni z oliwa z oliwek. Gdy jest gotowy, przelozyc go do duzego garnka nadajacego sie do piekarnika. Make wsypac do woreczka plastikowego, dodac sól i pieprz, dodac dobrze osuszone mieso, zamknac szczelnie i wstrzasac tak dlugo, az wszystkie kawalki wolowiny oblepia sie dokladnie. Kazdy taki kawalek nalezy dobrze strzepnac z nadmiaru maki i smazyc na zloto w tluszczu pozostalym z boczku. Gotowe mieso przelozyc do garnka, a na tej samej patelni podsmazyc marchewki z cebula. Gdy sa juz gotowe dodac je do garnka razem z ziolami, czosnkiem i koncentratem pomidorowym. Dodac wino i bulion, tak by przykryly mieso z warzywami, przykryc garnek i wstawic go do pieca na ok. 3 godziny, regulujac temperature, by calosc bardzo delikatnie bulgotala. Mieso jest gotowe, gdy mozna je przeciac widelcem.

W miedzyczasie przygotowac grzyby i cebulke. Pieczarki oczyscic, duze przeciac na cwiartki, a male na pól. Podsmazyc na masle z czosnkiem i przyprawami, az beda zlote. Na patelni rozpuscic maslo dodac oczyszczone cebulki, cukier i ocet i mieszajac wszystko lekko skaramelizowac. Dodac bulion i ziola i podgotowac przez ok. 10 minut, az sos sie zredukuje.

Kiedy mieso jest gotowe (nie nalezy gotowac za dlugo!), za pomoca lyzki cedzakowej, wyjac mieso i warzywa, sos przefiltrowac i gotowac, az zredukuje sie o polowe. Mieso z warzywami, pieczarki i cebulki ulozyc w duzym naczyniu (najlepiej zaroodpornym), polac gotowym sosem. Podawac z pieczonymi ziemniaczkami.

DRUKUJ PRZEPIS

--- --- --- --- --- --- --- --- --- --- --- --- --- ---

E finalmente eccoci al 2010. Anno nuovo vita nuova, si dice. Oddio, per ora di cose nuove non se ne sono viste tante, però spero in tante cose belle e nuove che auguro anche a voi con tutto il cuore.
In verità ho ancora una cosuccia dell'anno scorso da sistemare: come qualcuno di voi ha notato, nel calendario c'è una "new entry" che è ancora orfana del suo post. Il "boeuf bourguignon", che ha cucinato il mio Amatissimo quando ero molto influenzata, è stato il risultato degli omonimi succulenti pezzettoni di carne visti nel film "Julie & Julia", nato un po' per scommessa, un po' per gioco, e risultato
sorprendente al di là di ogni più rosea aspettativa. Di "boeuf bourguignon" ne abbiamo mangiati diversi, e certe volte erano anche buoni, però mai e poi mai abbiamo visto questo piatto così attraente. Non so quale sia il motivo, forse il vino che abbiamo usato (Valpolicella Ripasso). Se cercate un piatto perfetto per una cena speciale, questo è un colpo sicuro. Da servire assolutamente con le patatine arrosto.

Boeuf Bourguignon

150 g di pancetta senza cotenna
olio d'oliva q.b.
1.2 kg di carne di manzo (noce, muscolo o qualsiasi pezzo che regga una cottura prolungata) tagliata a cubetti di 5 cm
4 cucchiai di farina
6-8 carote sbucciate e tagliate a pezzi grossi
2 cipolle dorate sbucciate e tagliate a spicchi
1 bottiglia di vino rosso (Chianti Classico, Valpolicella Ripasso)
2 cucchiai di concentrato di pomodoro
4 spicchi d'aglio schiacciati e privati della buccia e del cuore
un rametto di timo fresco
una foglia di alloro
1 rametto di rosmarino
1 litro circa di brodo
sale e pepe q.b.

700 g di funghi champignons
1 cucchiaio di burro
1 spicchio d'aglio tritato finemente
sale e pepe q.b.

500 g di cipolline oppure scalogni
1 cucchiaio di burro
1 cucchiaio di zucchero
1 cucchiaio di aceto balsamico
mezza foglia di alloro
1 rametto di prezzemolo
100 ml di brodo

Preriscaldare il forno a 200°C.
Tagliare la pancetta a dadini grossi e farla struggere su una padella insieme ad un po' di olio d'oliva. Quando è pronta, spostare la pancetta in un grosso tegame che possa andare in forno, lasciando il fondo di cottura nella padella.
Nel frattempo versare la farina in un sacchetto di plastica per alimenti abbastanza capiente, aggiungere sale e pepe e alla fine la carne già tagliata e asciugata con la carta da cucina. Chiudere il sacchetto e scuoterlo finché tutta la carne non è ben coperta di farina.
Soffriggere nel fondo di cottura prima approntato i cubetti di carne pochi per volta finché non siano dorati su tutti i lati e metterli nel tegame insieme alla pancetta.
Sempre nella stessa padella saltare le carote e le cipolle nel fondo di cottura rimasto. Aggiungerle al tegame con la carne e la pancetta insieme alle erbe, all'aglio e al concentrato di pomodoro; versare il vino e il brodo in modo che la carne sia ben coperta.
Coprire con un coperchio e mettere in forno per circa 3 ore, aggiustando la temperatura in modo da far sobbollire piano il tutto. La carne è cotta quando risulta morbida al taglio di una forchetta.

Nel frattempo preparare i funghi e le cipolline come segue:
Pulire i funghi, tagliare quelli grandi a quarti e i piccoli a metà, e saltarli con burro ed aglio finché non si dorino. Aggiustare di sale e pepe.
Pulire le cipolline o gli scalogni, sciogliere il burro su una padella antiaderente, aggiungere le cipolline, lo zucchero e l'aceto balsamico e caramellare il tutto mescolando velocemente. A questo punto aggiungere le erbe ed il brodo e far sobbollire per circa 10 minuti.

Quando la carne è cotta (attenzione a non cuocerla troppo perché si indurisce), con l'aiuto di un mestolo forato togliere tutto il contenuto solido dal tegame, filtrare il sugo e rimetterlo sul fornello cuocendo lentamente finché si riduca alla metà circa. Su una grossa padella mescolare a fuoco bassissimo la carne con le verdure, le cipolline e i funghi. Aggiungere la salsa ridotta e mescolare il tutto. Pronto per andare in tavola!

STAMPA LA RICETTA