Raz na jakis czas stwierdzamy, ze nie chce nam sie nic szykowac i wtedy prawie jednoczesnie nasz wzrok laduje na lodowce. Trzymamy tam bowiem rzecz swieta- menu naszej ulubionej chinskiej restauracji. Restauracja to za duzo powiedziane, bo moja malutka kuchnia jest od niej duzo wieksza. Jest to- zwana po wlosku- rosticceria, gdzie mozna kupic gotowe jedzenie. Na nasze szczescie maja dostawe do domu. Zabawny jest moment zamawiania, bo pani przy telefonie nie bardzo sobie radzi z wloskim, a dodatkowo (jak prawie wszyscy mieszkancy panstw azjatyckich) nie wymawia literki „R” . A w moim zamowieniu zawsze jest duzo R!;-) Klasykiem dla nas sa Ravioli al Vapore, czyli pierozki na parze, ktore w ich wydaniu sa absolutnie fantastyczne.
Wczoraj byl jeden z tych dni, kiedy po 3 miesiecznej przerwie mielismy ochote na chinszczyzne. Niestety, po przeszukaniu wszystkich kieszeni i torebek, znalezlismy jedynie 0,60€ zywej gotowki, co ostudzilo nasze zamiary. Jednak mysl o nich nie opuszczala mnie, az do wieczora, wiec postanowilam stworzyc cos podobnego. Nie zrazilam sie nawet brakiem koszyka bambusowego do gotowania na parze, ktorego zakup tak skrzetnie odkladam ;-) Wyszly przepyszne, mam zamiar sprobowac z roznymi nadzieniami, szczegolnie te z miesem. Uwielbiam takie wynalazki!
„Chinskie” pierozki na parze (z patelni)
- jajko
- maka
- wrzatek
- duza cebula
- 3 marchewki
- pol czerwonej papryki
- 2 cukinie
- 2 zabki czosnku
- lyzka sosu sojowego
- lyzka sosu ostrygowego ( ja nie dalam, bo mi sie skonczyl, ale jestem pewna, ze idealnie pasuje)
- kilka kropel oleju sezamowego
- peperoncino
- skorka z cytryny
Cebule pokroic w cienkie piorka, warzywa zetrzec na tarce. W woku rozgrzac olej (ja do chinszczyzny uzywam arachidowy) i podsmazyc cebule. Gdy ta sie zeszkli dodac reszte warzyw i smazyc mieszajac, az zmiekna. Nastepnie doprawic sosem sojowym, rozgniecionym czosnkiem, sosem ostrygowym, olejem sezamowym, peperoncino i starta skorka z cytryny. Oczywiscie doprawiamy wg wlasnego smaku. Z jajka, maki i wrzatku wyrobic elastyczne ciasto, jak na pierogi. Rozwalkowac je dosyc cienko, wycinac krazki, nakladac po lyzeczce farszu i sklejac w sakiewki. Pierozki ulozyc na patelni, dodac dwie lyzki oleju i pol szklanki wody. Przykryc i gotowac na srednim ogniu przez ok. 10 minut. Podawac z sosem sojowym lub sosem slodko- kwasnym.
Saturday, October 6, 2007
Losticcelia La Foltuna
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
11 comments:
Elu, cóż za zdjęcia!
:)
Świetne. Uwielbiam azjatycką kuchnię. Muszę to kiedyś wypróbować, chociaż kusi mnie żeby zrobić to w wersji z jakimś mięchem.
A przy okazji - super zdjęcia. Ten pierożek odbijający się w miseczce z sosem sojowym - majstersztyk.
bez komentarza! jestes po prostu wielka!! :-)
Bardzo sie ciesze, ze sie Wam podoba. Takie kombinowane na szybko danka zawsze sa najlepsze;)
Max, do nadzienia miesnego sprobuj dac duuuuzo szczypiorku. Moim zdaniem swietnie pasuje (tak robia w tej 'restauracji') i jak tylko moj wyrosnie to bedzie powtorka pierozkow w wersji niewegetarianskiej.
Elu, tylko jedno pytanie: pracochłonne bardzo to lepienie sakiewek?
Reszta, znaczy fotki mówią same za siebie...
No wlasnie nie pracochlonne, wszystko zajelo mi nie wiecej niz 30 minut. Ja sie za bardzo nie przejmowalam i mi farsz wychodzil troche, ale i tak sie zlepily. Poza tym podczas gotowania sa na patelni, nie miesza sie ich i raczej nie maja jak sie rozwalic (chyba). ;-)
Mam ochotę wyprobować. Może spróbuję w elektrycznym parowarze.
Elu, a jeszcze pytanie techniczne: ten wrzątek nie ścina jaj w surowym cieście?
Mieszam w maszynie do chleba: na dno daje jajko, na nie make i zaczynam mieszac. Jak powstana grudki to powoli dodaje wrzatek, az powstanie elastyczne ciasto.
A moze sprobujesz z ciastem na pierogi co robisz zazwyczaj? Powinno wyjsc tak samo... Zdaj relacje jak juz zrobisz, dobrze? Mam nadzieje, ze beda Ci smakowac:-)
Elu, trochę to trwało, ale w końcu znalazlam czas, by pobawić się w klejenie. ;) Moje pierożki odrobinkę różniły się od Twoich, bo i farsz ciut zmieniłam i ciasto zagniotłam bez jajka, ale za to utrzymałam to co najbardziej mi się w Twoich spodobało: kształt. :)) Wyszły pyszne! Dziękuję za inspirację. :) A reszta na moim blogu.
o.O uwielbiam shu mai :) my zawsze mamy już gotowe ciasto i wybieramy zazwyczaj mięsne nadzienie, ale następnym razem pewnie zrobimy wg Twojego przepisu :D
Hi nice reading your poost
Post a Comment