Saturday, October 6, 2007

Losticcelia La Foltuna



     Raz na jakis czas stwierdzamy, ze nie chce nam sie nic szykowac i wtedy prawie jednoczesnie nasz wzrok laduje na lodowce. Trzymamy tam bowiem rzecz swieta- menu naszej ulubionej chinskiej restauracji. Restauracja to za duzo powiedziane, bo moja malutka kuchnia jest od niej duzo wieksza. Jest to- zwana po wlosku- rosticceria, gdzie mozna kupic gotowe jedzenie. Na nasze szczescie maja dostawe do domu. Zabawny jest moment zamawiania, bo pani przy telefonie nie bardzo sobie radzi z wloskim, a dodatkowo (jak prawie wszyscy mieszkancy panstw azjatyckich) nie wymawia literki „R” . A w moim zamowieniu zawsze jest duzo R!;-) Klasykiem dla nas sa Ravioli al Vapore, czyli pierozki na parze, ktore w ich wydaniu sa absolutnie fantastyczne.

     Wczoraj byl jeden z tych dni, kiedy po 3 miesiecznej przerwie mielismy ochote na chinszczyzne. Niestety, po przeszukaniu wszystkich kieszeni i torebek, znalezlismy jedynie 0,60€ zywej gotowki, co ostudzilo nasze zamiary. Jednak mysl o nich nie opuszczala mnie, az do wieczora, wiec postanowilam stworzyc cos podobnego. Nie zrazilam sie nawet brakiem koszyka bambusowego do gotowania na parze, ktorego zakup tak skrzetnie odkladam ;-) Wyszly przepyszne, mam zamiar sprobowac z roznymi nadzieniami, szczegolnie te z miesem. Uwielbiam takie wynalazki!



„Chinskie” pierozki na parze (z patelni)

- jajko
- maka
- wrzatek
- duza cebula
- 3 marchewki
- pol czerwonej papryki
- 2 cukinie
- 2 zabki czosnku
- lyzka sosu sojowego
- lyzka sosu ostrygowego ( ja nie dalam, bo mi sie skonczyl, ale jestem pewna, ze idealnie pasuje)
- kilka kropel oleju sezamowego
- peperoncino
- skorka z cytryny

     Cebule pokroic w cienkie piorka, warzywa zetrzec na tarce. W woku rozgrzac olej (ja do chinszczyzny uzywam arachidowy) i podsmazyc cebule. Gdy ta sie zeszkli dodac reszte warzyw i smazyc mieszajac, az zmiekna. Nastepnie doprawic sosem sojowym, rozgniecionym czosnkiem, sosem ostrygowym, olejem sezamowym, peperoncino i starta skorka z cytryny. Oczywiscie doprawiamy wg wlasnego smaku. Z jajka, maki i wrzatku wyrobic elastyczne ciasto, jak na pierogi. Rozwalkowac je dosyc cienko, wycinac krazki, nakladac po lyzeczce farszu i sklejac w sakiewki. Pierozki ulozyc na patelni, dodac dwie lyzki oleju i pol szklanki wody. Przykryc i gotowac na srednim ogniu przez ok. 10 minut. Podawac z sosem sojowym lub sosem slodko- kwasnym.

10 comments:

nougatine83 said...

Elu, cóż za zdjęcia!
:)

Max said...

Świetne. Uwielbiam azjatycką kuchnię. Muszę to kiedyś wypróbować, chociaż kusi mnie żeby zrobić to w wersji z jakimś mięchem.
A przy okazji - super zdjęcia. Ten pierożek odbijający się w miseczce z sosem sojowym - majstersztyk.

Anonymous said...

bez komentarza! jestes po prostu wielka!! :-)

Ela said...

Bardzo sie ciesze, ze sie Wam podoba. Takie kombinowane na szybko danka zawsze sa najlepsze;)

Max, do nadzienia miesnego sprobuj dac duuuuzo szczypiorku. Moim zdaniem swietnie pasuje (tak robia w tej 'restauracji') i jak tylko moj wyrosnie to bedzie powtorka pierozkow w wersji niewegetarianskiej.

Małgoś said...

Elu, tylko jedno pytanie: pracochłonne bardzo to lepienie sakiewek?
Reszta, znaczy fotki mówią same za siebie...

Ela said...

No wlasnie nie pracochlonne, wszystko zajelo mi nie wiecej niz 30 minut. Ja sie za bardzo nie przejmowalam i mi farsz wychodzil troche, ale i tak sie zlepily. Poza tym podczas gotowania sa na patelni, nie miesza sie ich i raczej nie maja jak sie rozwalic (chyba). ;-)

Małgoś said...

Mam ochotę wyprobować. Może spróbuję w elektrycznym parowarze.
Elu, a jeszcze pytanie techniczne: ten wrzątek nie ścina jaj w surowym cieście?

Ela said...

Mieszam w maszynie do chleba: na dno daje jajko, na nie make i zaczynam mieszac. Jak powstana grudki to powoli dodaje wrzatek, az powstanie elastyczne ciasto.
A moze sprobujesz z ciastem na pierogi co robisz zazwyczaj? Powinno wyjsc tak samo... Zdaj relacje jak juz zrobisz, dobrze? Mam nadzieje, ze beda Ci smakowac:-)

Małgoś said...

Elu, trochę to trwało, ale w końcu znalazlam czas, by pobawić się w klejenie. ;) Moje pierożki odrobinkę różniły się od Twoich, bo i farsz ciut zmieniłam i ciasto zagniotłam bez jajka, ale za to utrzymałam to co najbardziej mi się w Twoich spodobało: kształt. :)) Wyszły pyszne! Dziękuję za inspirację. :) A reszta na moim blogu.

kociolekpelensmakow said...

o.O uwielbiam shu mai :) my zawsze mamy już gotowe ciasto i wybieramy zazwyczaj mięsne nadzienie, ale następnym razem pewnie zrobimy wg Twojego przepisu :D