Znow mnie nie bylo przez chwilke, ale mam nadzieje, ze tym razem wrocilam na dobre. W koncu chowam swiateczne dekoracje, przeprowadzam kolejna wojne z molami w kuchni i reorganizuje co sie da. Moje kubki smakowe najpierw rozpieszczone przez wspaniala kuchnie rodzicow, po miesiacu zywienia sie w restauracjach zapowiedzialy wojne. Mam ochote na wszystko i nie moge sie zdecydowac od czego zaczac;) Z utesknieniem czekam na powrot mojego komputera, a tymczasem zostawiam Wam kilka zdjec z dopiero co zakonczonego ‘bialego tygodnia’ w Livigno, gdzie spedzilam cudowny czas z moim tata, bratem i ukochana Hanusia. Tak! udalo mi sie pokonac strach i w koncu zaczelam 'jezdzic' na nartach ;)
Monday, February 2, 2009
Livigno
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
Posts
13 comments:
Dech mi zaparlo w piersiach...
mam nadzieje, ze już nie będziesz znikać ;)
piękne zdjęcia
Super, że znów jesteś :) Za to białego tygodnia zazdroszczę - ja już na nartach nie poszaleję nigdy, za to popatrzeć na takie piękne zdjęcia to sama przyjemność :)
O kurcze, wszystko mi przypomniałaś, Elu! Byłam na nartach w Livigno w grudniu. Było cudnie...
I nawet te same kanapki jadłam :P
POzdrawiam Cię!
Elu, piękne zdjęcia! No! jak byłaś w takim raju - to Ci wybaczam Twoją nieobecność na blogu, hihi. ;-))A słoneczko wysmagało Ci twarz? :)
A ktora to Ela? :))) Jestes gdzies na zdjeciach?:)
Piękne zdjęcia! Cudownie musiało być :)! Dobrze, że już wracasz do regularnego prowadzenia bloga - brakowało mi tu nowych przepisów i nowych fantastycznych fotografii ;).
Och Elu, jakie piękne zdjęcia! :) Musiało być cudownie:))
Cieszę się, ze wróciłaś i czekam na wspaniałę przepisy i zdjęcia.
Pozdrawiam :)
Elu, gratulacje dla świeżo upieczonej narciarki. :) Piękną mieliście pogodę i wspaniale puste stoki. Ja wiele lat temu prawie byłam na nartach w Livigno ;) - niestety po przyjeździe zawróciliśmy do Austrii z braku śniegu po włoskiej stronie. A tym roku tralala już za parę tygodni czeka na nas Vars we francuskich Alpach. Mamy nadzieję pojeździć też we Włoszech, bo to w końcu blisko.
Ale ładnie...Ja też tak chcę! ;))
Ooo, jeździłam tam parę lat temu ;)) I panini też jadłam!
Nie ma Eli na zdjeciach, bo trzyma aparat ;)
Agnieszko w tym roku snieg jest pewniakiem, podobno sezon ma trwac az do kwietnia :) (moze jeszcze zdaze gdzies sie wybrac ,hihi) A stoki puste, bo choc w Livigno byli prawie sami rodacy to szybko przejeli zwyczaje wloskie i o 13 wszyscy jedli i sie opalali ;)
Malgosiu opalona, opalona i to w ten smieszny sposob, ze jestem czarna z bialym sladem po okularach. Zaoszczedze na rozswietlaczu ;)
Piękne zdjęcia! Cudownie musiało być :)! Dobrze, że już wracasz do regularnego prowadzenia bloga - brakowało mi tu nowych przepisów i nowych fantastycznych fotografii ;).
Post a Comment