Thursday, October 21, 2010

Pigwa czy pigwowiec ? Mela cotogna




Pakuje walizki (znowu!). Probuje odzielic lato od zimy (bo czy ktos w ogole slyszal o jesieni?), rzeczy wazne od mniej istotnych. Czuje sie jak tulacz. Ale jest cos co powoduje, ze wszedzie czuje sie jak w domu. Wiec posrod prania, prasowania i przykrywania mebli przescieradlami zebralam 'mele cotogne' i mieszam w garnkach i sie zastanawiam: Czy moje drzewko, ktore ma tylko 3 lata i tak pieknie obrodzilo to pigwa czy pigwowiec?

Saturday, October 16, 2010

Piadina piccante WBD2010

World Bread Day 2010 (submission date October 16)

To juz czwarty rok gdy biore udzial w akcji Zorry. Tym razem nie dosc, ze musialam zwalczyc szybko nachodzaca mnie grype, ale takze fakt, ze (na szczescie tylko do wtorku) obecnie znow mieszkam w hotelu i mam malutka kuchnie i zero piekarnika na stanie. Przypomnialam sobie za to o rozmowie z kolezanka weganka o piadinie, przesmacznej takze bez nadzienia. Szczerze przyznam, ze nie wierzylam, ze upiecze sie na patelni, ale okazalo sie ze miala racje. Piadina przygotowana w ten sposob jest przesmaczna. Wierzch jest bardzo chrupiacy, w smaku przypomina troche mace. Zajadalismy je smarujac serkiem stracchino. Uwaga na ilosc peperoncino!!!;)



Piadina pikantna

2 szklanki maki zwyklej
1 szklanka wody

oliwa z oliwek
cebulka
swieze peperoncino
kwiat soli

Z maki i wody wyrobic gladkie ciasto i zostawic pod przykryciem na pol godziny.
Podzielic na cztery czesci. Kazda rozwalkowac bardzo cienko, posmarowac oliwa, posypac sola i poszatkowanymi peperoncino i cebulka. Zwinac w rulon, zakrecic w slimaka, przygniesc piescia i jeszcze raz rozwalkowac dosyc cienko. Smazyc na patelni lub patelni grillowej przez ok 4-5 minut z kazdej strony.

------------------------------------------------------------------------------------

Mi dispiace tantissimo. Quest'anno per me è molto particolare e ho trascurato sia il blog sia le traduzioni delle ricette. Però tra molto presto avrò di nuovo un po' di tempo e prometto che piano piano recupererò tutto.

Tornando al World Bread Day, siccome vivo (meno male ancora per pochissimo!) in un b&b con piccolo cucinotto e senza forno, ho dovuto trovare una degna sostituzione. Mi sono ricordata delle piadine vegane, buonissime senza ripieno, di cui mi aveva parlato una mia amica. Sinceramente non credevo che la cottura sulla bistecchiera avrebbe funzionato, ma mi sono dovuta ricredere. Sono davvero fantastiche. Croccanti fuori (se non per il morbido interno, assomiglierebbero al pane azzimo) e molto gustose. Buonissime con stracchino spalmato sopra. Attenti alla quantita di peperoncino! ;)

Zorra, thank you again!



Piadina piccante

2 bicchieri di farina
1 bicchiere di acqua

olio d'oliva EVO
cipollotti
peperoncino fresco
fior di sale

Lavorare la farina con l'acqua fino ad ottenere un impasto omogeneo. Lasciarlo riposare coperto per mezz'ora. Dividerlo in quattro parti. Stendere ciascuna parte in modo molto sottile, spennellare con olio evo, cospargere con cipollotti e peperoncino sminuzzati e sale. Arrotolare e avvolgere ogni rotolino pronto su sé stesso (tipo lumaca). Schiacciare con un pugno e stendere di nuovo sottilmente. Cuocere su una padella oppure sulla bistecchiera molto calda, circa 4-5 minuti per lato.

Monday, October 11, 2010

Focaccia con uva



Focaccia z winogronami, tradycyjny wypiek winobrania w Toskanii, to cos co my wrecz uwielbiamy. Przyznam szczerze, ze robie ja z 'zamknietymi oczami' i trudno mi podac ilosci skladnikow w przepisie. Wystarczy najzwyklejsze ciasto chlebowe, troche winogron cukru i oliwy i powstaje pyszny, aromatyczny placek, ktory nie wiem jakim cudem przypomina lekkie drozdzowe ciasto pelne jajek i masla, ktorych przeciez nie ma w skladnikach.



Oczywiscie tradycyjny przepis wymaga winogron na wino, ale z mojego doswadczenia wiem, ze nie kazdy typ jest dobry. Moj ulubiony do focacci to Teroldego, ale nawet on ma minus jak wszystkie inne (juz nie mowiac o tym ze w samiej Toskanii trudno o ten szczep). Maja pestki. Bardzo duze pestki. A jedzenie takiej pysznej focacci pelnej pestek jest naprawde meczace. Dlatego przyznaje sie do oszustwa. W polowie sierpnia pojawiaja sie na targu czarne winogrona bez pestek i to one laduje w kazdej focacci ktora pieke. Oczywiscie jak to w naturze i one maja swoj minus (co teoretycznie moze byc plusem, ale to juz zalezy od gustu)- sa oczywscie mniej soczyste. Dlatego kiedy mam okazje wspomagam je borowkami lub jezynami. A w tym roku...zgdanijcie czym? Oczywiscie prawdziwymi jagodami :) Niebo w gebie!



Ja do nadzienia mojej focacci daje lyzke maizeny. Nie ma jej w tradycyjnym przepisie, ale wg mnie poprawia jej strukture. Wiazac soki nadzienia, samo ciasto lepiej wyrasta i duzo trudniej o zakalec. Radze tez, by piec focaccie na naoliwionej blaszce do pieczenia, wtedy spod wychodzi idealnie upieczony.

Zdjecia focacci na blaszce sa z zeszlego roku, pieczona z winogronami Teroldego. Pozostale dwa zdjecia to focaccia z dodatkiem jagod, ktora pieklysmy z moja Mama na sniadanie w sieprniu. Ta wersja z jagodami stala sie jej ulubiona i juz sie umowilysmy, ze sprobujemy upiec z samymi jagodami (mrozonymi) gdy przyjade na swieta. Juz sie nie moge doczekac! :)



A jesli macie dostep do moszczu to polecam zeszloroczny wpis o Sugoli. Czytajac moje zeszloroczne wywody moge powiedziec, ze nic sie nie zmienilo w ciagu roku (nawet Pola o tej samej porze chora ;). Te same problemy z pisaniem, taka sama ogromna ilosc przepisow i zdjec, ktore pewnie sie nigdy tu nie pojawia. Czy istnieja jakies przyspieszone kursy ukladania mysli w glowie i przelewania ich na papier???


Focaccia con uva

przepis podstawowy na focaccie:
500g maki chlebowej
1 lyzeczka drozdzy suszonych lub 12g drozdzy swiezych
1 lyzeczka soli
250g wody
4 lyzki oliwy z oliwek

winogrona czarne
oliwa z oliwek
cukier
1 lyzka maizeny

Wyrobic ciasto na focaccia laczac wszystkie skladniki (ja drozdzy swiezych nie rozpuszczam tylko krusze je do maki). Zosatwic do wyrosniecia, az podwoi objetosc. Wtedy podzielic ciasto na dwie czesci. Pierwsza rozciagnac na naolwionej blaszce do pieczenia, ulozyc na niej polowe owocow, opruszyc maizena, posypac cukrem i skropic oliwa. Na to ulozyc druga czesc ciasta rozciagnieta i zamknac dobrze brzegi. Na wierzch wysypac reszte owocow, posypac cukrem i polac olwia. Wstawic do piekarnika nagrzanego do 200°C i piec przez ok. 30 minut, a najlepiej kontorlowac wizulanie, szczegolnie spod.

Friday, October 8, 2010

Tuesday, September 28, 2010

Dzien jablka (bez przepisu;)





Dzis 'Pusiowy' Dzien Jablka. A ja znow w hotelu, bez kuchni. Nie moge jednak nie napisac dzis ani slowa. Do tej pory nie swietowalam blogowych urodzin, nawet nie wiem kiedy zaczelam tutaj pisac. Za to pamietam, ze moje zyciowe blogowe i wspaniale przyjaznie zaczely sie od tego niepozornego dnia. Teraz zadna z nas nie ma czasu na pogaduchy, ale wszystkie spelniamy nasze marzenia i staramy sie w nich wspierac jak mozemy. To dlatego dzis rano, w ulewie, poszlam z Billem na spacer i zerwalam troche jablek, bo dzis nawet smakuja troche inaczej ;)

Thursday, September 16, 2010

Nadchodzi czas kakao ;)



Jestem znana z tego, ze gdy nie chce czegos zgubic schowam to tak dobrze, ze za nic w swiecie nie znajde. Oczywiscie tylko wtedy gdy danej rzeczy potrzebuje ;)



Ten przepis ma bardzo dluga historie. Na blogu powinien sie pojawic mniej wiecej na poczatku, ale w ciagu tych lat co chwile go 'gubilam'. Na szczescie kiedys podzielilam sie nim z Ala i to ona regularnie ratuje mi zycie. Wiec kiedy mialam wolne i zachcialo mi sie ciasteczek, ZNOWU zawracalam glowe cierpliwej Ali ;)



Moje ciasteczka sa bez orzechow, bo niewiadomojakimcudem zniknely ze spizarni;) oraz przez moje gapiostwo bez proszku do pieczenia. W moim zeszycie przepis zostanie w tej formie, bo dzieki temu ciasteczka wyszly jeszcze lepsze, chrupiace, a jednoczesnie ciagnace sie. Smakuja jak male brownies:)



Po prostu ciasteczka czekoladowe

140 gorzkiej czekolady rozpuszczonej w kapieli wodnej i ostudzonej
100g masla w temperaturze pokojowej
160g cukru trzcinowego lub mieszanki
1 duze jajko
1/2 lyzeczki ekstraktu waniliowego
150g przesianej maki
1/2 lyzeczki proszku do pieczenia (mozna smialo pominac)
duza szczypta kwiatu soli
50g orzechow wloskich lub pekan
100g gorzkiej czekolady grubo posiekanej

Mikserem ubic maslo, dodac cukier i miksowac, az sie rozpusci. Dodac jajko, a pozniej rozpuszczona czekolade. Pod koniec dodac make wymieszana z sola i proszkiem do pieczenia. Gdy juz polaczy sie z masa, wmieszac lyzka orzechy i czekolade (wtedy sie nie polamia). Lyzka formowac kulki (najwygodniej uzyc lyzki do lodow) i ukladac je blasze wylozonej papierem do pieczenia w duzych odstepach. Piec przez ok. 12-15 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni. Po wyjeciu z piekarnika nie zdejmowac z blachy poki sie nie 'zwiaza', pozniej studzic na kratce.

-----------


Semplicemente biscotti al cioccolato


la ricetta la scrivo domani... (Perdonatemi!!!)

Saturday, September 11, 2010

Bylo sobie lato...




Mam kilka wolnych dni (az trudno w to uwierzyc) tyle pracy w ogrodzie, a ja leze w lozku. Ciagle pada i jedyne co przywoluje mi usmiech na buzi to podgladanie Basi ;) i zdjec z lata. I jeszcze skype ;) Zeby bylo w temacie: upieklysmy z Hania sponge cake, posmarowalysmy kremem cukierniczym i obsypalysmy tona jagod. Zawsze rzeczy najprostsze na najlepsze ;)

Milego weekendu!

Tuesday, August 31, 2010

Crostat(atin)e ai mirtilli




To lato mialo dla mnie w zanadrzu niespodzianke. Taka, ktorej nawet sie nie spodziewalam. Po 7 latach mojej obecnosci we Wloszech znalazlam jagody. W Teglio wiedzieli chyba juz wszysycy, ze ich poszukuje. Pytalam sie grzybiarzy, sprzedawcow tych stalych i tych z wtorkowego targu. Nic. Ale cierpliwosc poplaca. Udalo nam sie wyrwac do Teglio na kilka dni (po informacji, ze jest tam 15 stopni, kiedy w Weronie meczyly nas 40 stopniowe upaly, a AcuWeather straszyl nas napisem :Real feel: 47 degree), a na stole w kuchni znalazlam... jagody!



Lina pamietala i znalazla dla mnie pana ze szwajcarskiej granicy, ktory nie wiadomo skad ale ma je w swojej ofercie. Choc cena zwalila z nog (moglabym oglosci konkurs a i tak by pewnie nikt sie nie domyslil;) mielismy ich tyle by przez dwa dni wyjadac je razem z Hania z miski garsciami i straszyc fioletowymi jezykami i ustami wszystkie dzieci na placu zabaw, upiec 2 ciasta, a miska wciaz byla pelna. Reszte zabralismy do Werony. Po powrocie dalej pieklysmy ciasta wymiennie z podjadaniem jagod prosto z miski (takie sa najlepsze!).




Miedzy innymi upieklysmy jagodowe tartaletki zwane we Wloszech crostata, crostatine tak naprawde. Dla mnie to przepis idealny (tak, kruche ciasto w koncu mnie pokochalo a ja je!) i nawet nie marzylam, ze bede mogla je kiedys zrobic z jagodami (choc z konfitura jagodowa robilam juz tyle razy). Mozna je upiec z wybranymi owocami, chocby z jablkami, ale owoce lesne to jednak najlepsze polaczenie. Oczywiscie jesli chcecie uzyskac piekne dekoracyjne paseczki, zaopatrzcie sie w chlodnie, lub po prostu poczekajcie na chlodniejsze dni, bo jak widac na zdjeciu moje ciasto po 2 minutach poza lodowka bylo juz miekkie jak, jak... miekkie maslo i za nic nie dalo sie ladnie formowac ;) Smaku nie ujelo im to ani troszeczke.

Jagod zostalo jeszcze troszeczke i moglam upiec cos jeszcze ale o tym wkrotce :) A Bill, jak zawsze zreszta, towarzyszy fotografowaniu rezultatow, bo to zazwyczaj dobry moment by niepostrzezenie (wg niego ;) cos ukrasc ;)



Crostata idealna

Kruche ciasto:
- 250g maki
- 170g masla
- 70g cukru pudru
- duza szczypta kwiatu soli
- 2 zoltka

Nadzienie:
- ok. 400g-600g ulubionych owocow
- cukier wg upodobania
- maizena (4 lyzki dla owocow soczystych, 1-2 dla malo soczystych)
- ewentualne przyprawy: wanilia, kardamon, ziarno Tonka, etc.

Wyrobic kruche ciasto i schlodzic. Owoce oczyscic, wymieszac z cukrem i maizena. Rozwalkowac kruche ciasto, wylozyc nim spod i boki tortownicy. Wylozyc owoce, a wierzch udekorowac paskami lub platem ciasta. Piec przez ok. 30 minut w temperaturze 180 stopni.

------------------------------------------------

Questa estate, anche se così piena di impegni, mi ha riservato una sorpresa. Per la prima volta da quando vivo in Italia sono risucita ad avere i VERI mirtilli :) Oltre la metà l'abbiamo mangiata direttamente dalla ciotola facendo la gara 'la mia lingua è più viola della tua' ;) ma ne abbiamo comprati abbastanza per fare anche delle torte. Finalmente abbiamo potuto fare delle crostatine ai mirtilli (le nostre preferite in assoluto) con la vera frutta invece della marmellata. Questo si chiama paradiso :)



Crostata ideale

pasta frolla:
- 250g di farina
- 170g di burro
- 70g di zuccero a velo
- un pizzico grosso di fleur de sel
- 2 tuorli

ripieno:
- circa 400-600g di frutta preferita
- zucchero a piacere
- maizena (4 cucchiai per frutta molto succosa, 2 per poco succosa)
- spezie preferite: vaniglia, canella, cardamomo, fava Tonka

Lavorare velocemente gli ingredienti della pasta frolla, formare una palla e raffreddarla in frigo. Pulire la frutta e mescolarla con lo zucchero e la maizena. Foderare la tortiera con la pasta frolla, riempirla con la frutta e con le rimanenze della frolla formare delle striscine e sistemarle sulla frutta. Cuocere a tempertaura di 180°C per circa 30 minuti.

Thursday, July 29, 2010

Owocowa zupa na deser



Jeszcze nigdy moja nieobecnosc na blogu nie byla tak dluga. W tym czasie wydarzylo sie tyle, ze wiekszosci pewnie sama juz nie pamietam. Post, ktory mialam napisac pewnej felernej kwietniowej soboty wciaz czeka, a napisanie kazdego innego zdecydowanie przerastalo moje mozliwosci. I tak od groszku i bobu przez truskawki, czeresnie, az do brzoskwin i moreli wieczorem bylam tak padnieta ze po prostu szlam spac. Zreszta do tej pory zasypiam wczesniej od mojej bratanicy, za to budze sie nad ranem ;) W miedzyczasie bylam w Polsce, Polska przyjechala do mnie (i to wielokrotnie! a jeden raprezentant jest z nami do konca wakacji;). Stalam sie brunetka, by stac sie pozniej blondynka tak jasna (jak na moje mozliwosci ;), ze dalej nie poznaje siebie w lustrze. Ciezko pracowalam w ogrodzie i po raz pierwszy od lat wyglada zjawiskowo, a hortensje sa moja prawdziwa duma :) Odkrylam (lismy) mnostwo fajnych nowych restauracji i moj notes z inspiracjami peka w szwach. Po 3 miesiecznej nieobecnosci w domu we Florencji odkrylismy ze w naszej sypialni, mamy ok. 13000 pszczol oraz ponad 20 kg miodu i pszczelego wosku (lipowo-akacjowy, wysokiej jakosci ;) Byla akcja ratownicza pszczol, nas nikt nie chcial uratowac... Odkrylismy z Billem, ze w tym roku wezy bylo jeszcze wiecej i ze strach wcale nie przechodzi. Nie wspomne juz o nietoperzu, ktory sie z naszym psem zaprzyjaznil i zawsze go sledzi (czyli nietoperze nie boja sie swiatla? wczoraj moglismy podziwiac go naprawde z bliska i wcale nie wygladal groznie;) Po bazantach nie ma ani sladu i poznalismy juz powod, rodzinka rudych lisow. Chcialabym miec wystarczajaco cierpliwosci na zdjecia przyrodnicze. Moze kiedys choc cierpliwosc to zdecydowanie nie moja mocna cecha... ;)
Nie bede wspominac o pracy, ktora zazwyczaj jest meczaca lecz dajaca wiele satysfakcji, a w ostatnich dwoch tygodniach zamienila sie w prawdziwe pieklo dzieki pewnej rodzinie Francuzow. Ani o pogodzie, bo na szczescie sloneczko dalo sobie spokoj i juz tak nie meczy. Tylko dzisiaj wieczor prosze o brak deszczu, bo inaczej prawiedziewiecioletnia dziewczynka bedzie bardzo rozczarowana ;)

Aparat przez caly ten czas uzyty byl chyba 3 razy, wcale sie nie zdziwie jak sie na mnie obrazi. Ostatni raz wyciagnelam go miesiac temu by sfotografowac zupe. Owocowa. Dla mnie taka zupa to esencja lata, cale moje dziecinstwo. Koniecznie serwowana z zimnym i rozgotowanym (jak na moj aktualny standard) makaronem i smietana. Tommy na widok takiej zupy mdleje (tak samo jak na widok kopytek z maslem i cukrem ;), a moi znajomi opowiadaja sobie o mojej zupie jako zart. Wiec pewnego dnia, gdy po miesiacach nie widzenia sie najblizsi z Florencji spedzali u nas weekend, co zrobilam na deser? Oczywscie zupe owocowa. Tylko troche ja 'podkrecilam', udekorowalam i wszystkim bardzo smakowala. Bo jakzeby inaczej ;) Chmurki nauczyla robic mnie Amaya, moja hiszpanska wspolokatorka. Wiele razy wstawala wczesniej od nas wszystkich, by przygotowac je na sniadanie, zamiast platkow na mleku ;)



Zupa owocowa 'przeobrazona'

- 300g wydrylowanych czeresni
- maly kawalek kory cynamonowej
- skorka z cytryny
- 3 gozdziki
- 3 lyzki cukru


Wszystkie skladniki wlozyc do garnka i dolac tyle wody zeby przykryla czeresnie. Gotowac przez ok. 15 minut. Nastepnie lyzka cedzakowa wyjac czersnie i przyprawy, zwiekszyc ogien i zredukowac plyn mniej wiecej o polowe. Wystudzic i wstawic na noc do lodowki. Do mieseczek rozlozyc owoce, zalac uzyskanym syropem, na srodku umiescic chmurke i udekorowac karmelem.

Chmurki

- 2 bialka
- 4 czubate lyzki cukru

Bialka ubic na sztywno dodajac pod koniec cukier. Formowac lyzka kulki i gotowac je bardzo krotko z kazdej strony we wrzacej wodzie lub mleku.

Thursday, April 1, 2010

Pan di ramerino



Dzis Wielki Czwartek. Pomine fakt, ze zupelnie nie wiem jak to sie stalo, myslami jestem wciaz w pierwszych dniach lutego. Jedyne co daje mi wyrazne oznaki mijajacego czasu, to ogrod pelen pieknych narcyzow, ktore sadzilam z mama na koniec zeszlego lata i kwitnace wokol brzoskwinie, czeresnie i migdalowce. W koszyku najczesciej gosci mlody bob i pojawiajacy sie juz od czasu do czasu zielony groszek.
Moja nieobecnosc na blogu troche mnie frustruje, ale tez robi mi dobrze, bo pozwala mi sie skoncentrowac na innych waznych dla mnie rzeczach. Czasem ukrocony dostep do internetu jest po prostu zbawieniem :) Dziekuje Wam pieknie za zyczenia zdrowia, jak juz mowilam organizm przyzwyczail sie do lekarstw i teraz czuje sie swietnie, wiec absolutnie nie ma czym sie martwic.

Wielki Czwartek, we Florencji to dzien, kiedy w kazdej piekarni czekaja na klientow pyszne buleczki z ciasta chlebowego doprawione rozmarynem, rodzynkami i pyszna (pikantna) toskanska oliwa. Pan di ramerino to tradycja podobno juz sredniowieczna, w czwartkowy ranek ksieza blogoslawili swiezo upieczone bulki i gorace sprzedawano na ulicach. Teraz pieczywo to czesto dostepne jest przez caly rok przez co pewnie traci na uroku, ale nie znam nikogo, kto w Wielki Czwartek nie wraca do domu z woreczkiem pelnym pachnacymi rozmarynem bulek. We Florencji i okolicach oczywiscie, bo dzisiejszy dzies spedzilam w Wenecji i pomiedzy jednym spotkaniem, a drugim zachodzilam do roznych piekarni (co okolicach placu Sw. Marka wcale nie jest takie latwe, bo jest ich niewiele, a dodatkowo okres wielkanocny przyciagnal tlumy turystow) ale nigdzie nawet zapachu rozmarynu. I dobrze :)

Buleczki, ktore upieklam chyba dwa tygodnie temu (dziewczyny kiedy to bylo???)pochodza ze zbiorow pradziadka Carlo. Sa przepyszne, w konsystencji bardziej rustykalne niz te z piekarni. Przeszukalam wszystkie znane mi sklepy, by znalezc rodzynki jak w przepisie, ale bez rezultatu dlatego, by dac buleczkom aromatu dodalam takze kieliszek Passito di Zibbibo, czyli slodkiego, likierowego i bardzo aromatycznego wina przygotowanego ze szczepu winogron Zibbibo. Pan di ramerino w piekarni zawsze pieknie blyszcza, wiec dopytalam sie w forno pod moim domem i chociaz zazwyczaj jestem zbywana, tym razem zdradzili mi, ze smaruja je syropem przygotowanym z cukru i wody w proporcji 1:2 (gotowac tylko do rozpuszczenia cukru, nie nalezy doprowadzic do wrzenia, smarowac gorace bulki).

A wszystkim zycze w te Swieta spokoju i duzo milosci! Z calego serca.



Pan di ramerino del bisnonno Carlo

pol torby (500g) maki chlebowej
kostka drozdzy (25g) swiezych drozdzy
mala garstka cukru
dwie garscie rodzynek, najlepiej Zibibbo
2 niemale galazki rozmarynu
duza szczypta soli
oliwa z oliwek toskanska

Z maki i drozdzy wyrobic gladkie, nieklejace sie ciasto dodajac odpowiednia ilosc cieplej wody. Zostawic do wyrosniecia, az podwoi objetosc. W miedzy czasie na 2 kieliszkach (ok.80ml) oliwy podsmazyc bardzo krotka galazke rozmarynu i rodzynki niemoczone wczesniej, rozmaryn wyjac i wyrzucic, a reszte wystudzic. Wyrosniete ciasto szybko wyrobic i dodac oliwe z rodzynkami i kilka posiekanych listkow z drugiej galazki oraz sol. Wyrobic dobrze, podzielic na mniejsze buleczki i zostawic do wyrosniecia na ok pol godziny. W miedzy czasie rozgrzac piekarnik (do 200 stopni). Wyrosniete buleczki przeciac na krzyz, posmarowac oliwa uzywajac galazki rozmarynu i piec przez okolo 30 minut, az beda mialy zloty kolor.


--- --- --- --- --- --- --- --- ---
Il tempo passa velocemente. Non so ancora come sia possibile, ma i narcisi sono già fioriti, come anche peschi, ciliegi e mandorli. Al mercato si trovano già i baccelli e io nella mia testa sono rimasta ancora ai primi di febbraio. Buffo no?
Oggi è il giovedì santo e quest'anno l'unica tradizione pasquale che abbiamo seguito, anche se un po' in anticipo, era il Pan di Ramerino, preparato secondo la ricetta del bisnonno Carlo, trovata nel quadernino regalatomi dalla nonna Daria. Più leggo le sue ricette più scopro che era un vero genio della cucina.
Infatti i panini sono venuti buonissimi e molto profumati. Ho sostituito l'uvetta Zibibbo, che non sono riuscita a trovare, con della semplice uva passa e un bicchierino di Zibibbo passito. L'unico accorgimento da seguire per dargli l'effetto lucido che si trova nei panini comprati nei forni di Firenze è di spalmarli appena tirati fuori dal forno con un po' di sciroppo di acqua e zucchero in rapporto 2 a 1 (scaldato fino a sciogliere lo zucchero senza portare a bollore).

Con i migliori auguri a tutti voi per una felice e serena Pasqua.


Pan di ramerino del bisnonno Carlo

mezza busta (500g) di farina per pane
cubetto di lievito di birra (25g)
una manciata di zucchero
due manciate di uvetta Zibibbo
2 rametti di rosmarino
una presa di sale
olio evo toscano

Lavorare farina e lievito aggiungendo dell'acqua tiepida fino ad ottenere un panetto morbido e non appiccicoso. Lasciar lievitare fino al raddoppio. Nel frattempo sul fuoco bassissimo intiepidire brevemente due bicchierini d'olio d'oliva (circa 80 ml) con un rametto di rosmarino e l'uvetta non ammollata senza farli soffriggere.
Buttare via il rametto di rosmarino e far raffreddare il resto. Tirar fuori l'impasto lievitato, lavorarlo aggiungendo l'olio insaporito con l'uvetta, e un po' di foglioline di rosmarino. Formare dei piccoli panini e farli lievitare per mezz'ora circa. Nel frattempo scaldare il forno a 200 gradi, fate un taglio a croce su ogni panino e spennellarli di olio usando un rametto di rosmarino. Infornarli per circa mezz'ora finché siano dorati.