
Minelo juz troche czasu odkad dostalam sloiczek pelny zlotych platkow. Gdy sprobowalam ich pierwszy raz mialam bardzo mieszane uczucia: cudna, aromatyczna slodycz po 2 minutach przeobrazila sie w pikantny, wykrecajacy twarz ogien. Przez moment zastanawialm sie czy mi smakuje czy nie... po czym poczestowalam sie nastepnym :-) Tak, to byl kandyzowany imbir i od tego czasu jestem jego wielbicielka. Odkrylam, ze nie wszystkie sa tak ‘ogniste’ i ze swietnie sprawdzaja sie tez jako dodatek do ciast i ciasteczek.
Jakis czas temu skonczylam jego zapasy, a ze jakos nie moglam niegdzie kupic zrobilam sama. Nie wiem czy jest to sluszny przepis. Kandyzowalam je w ten sam sposob jak robie to ze skorkami pomaranczy. Wyszedl idealny. Dodatkowo jest bardziej wilgotny, przez co bierze wiecej cukrowej otoczki, przelamujac pikantny smak. Jesli chcecie tego uniknac wystarczy podsuszyc platki troche dluzej.
Imbir kandyzowany
- imbir
- cukier
- lyzeczka soli
Imbir obrac, uwazajac by wyeliminowac wszystkie czesci skorki. Pokroic w cienkie plasterki i ugotowac je na malym ogniu z lyzeczka soli i woda (tyle by je przykryc) przez ok. 30 minut. Odcedzic i zostawic do wystygniecia. Nastepnie zwazyc ugotowane platki, przelozyc je do stalowego rondelka i dodac taka sama ilosc cukru i 5 lyzek wody. Postawic na najmniejszym palniku i gotowac na minimalnym ogniu przez okolo 20 minut, az imbir stanie sie przezroczysty (polecam ciagle kontrolowanie zeby nie przypalil). Wylozyc widelcem na kratke do ciastek, zeby obciekly i suszyc tak przez przynajmniej 5 godzin, a najlepiej zostawic na cala noc. Gotowe platki wrzucic do woreczka z cukrem i dobrze potrzasnac, by sie nim oblepily. Przechowywac w szczelnym pojemniku.